piątek, 1 stycznia 2016

One shot - Swear it again

2 komentarze // Dodaj komentarz (+)
- Nowy Jork, jesteście wspaniali! Dziękujemy!
- Starczy, głupku! Wiedzą to! Kochamy was!
Ostatnie światła zgasły, zespół zbiegał po schodach do piwnicy, w której mieścił się backstage. Zmęczeni, mokrzy od potu i wody, którą oblewali się nawzajem, padli na kanapy i fotele. Pomieszczenie nie było duże, ale wystarczyło im. Nie mieli najmniejszej ochoty udać się do łazienek i zbierać rzeczy, a jednocześnie pragnęli znaleźć się już w zasypanym przez śnieg Littleton, gdzie czekała cała rodzina. Był dwudziesty trzeci grudnia, a właściwie już dwudziesty czwarty, ponieważ zegar wiszący na ścianie pokazywał godzinę pierwszą trzydzieści. Padali z nóg, a czekał ich jeszcze męczący lot samolotem sprowadzonym specjalnie dla nich. Po sześciu latach od pamiętnej imprezy urodzinowej Ellingtona i Rylanda wszystko się zmieniło. Ross zerwał złote kajdany Disney’a, Riker i Rocky wreszcie zaczęli wyrażać siebie nie tylko przez strój ale i dojrzałe teksty, Rydel dała odpocząć swoim włosom, a ich brązowy, naturalny kolor postarzył ją, więc nie wyglądała już jak mała dziewczynka. A Ellington? On się nie zmienił. Zachował swój urok i poczucie humoru oraz naturalność. R5Family rozrosła się na caluteńki świat, a jej członkami nie byli tylko nastolatkowie, ale także osoby dorosłe. R5 stało się wzorowym zespołem, otrzymało mnóstwo nagród, przebiło wszystkie marne boys-bandy.
- Ruszajcie tyłki, nie ma siedzenia. Wigilia już dziś! – Andre wymachiwał energicznie rękoma, poganiając Lynchów i Ratliffów.
Chcąc nie chcąc wstali i rozpoczęli pakowanie instrumentów oraz prywatnych rzeczy, które zostawili przed koncertem na backstage’u. Ekipa, która z nimi podróżowała pomagała, a raczej robiła więcej niż poruszający się w żółwim tempie muzycy.
***
- Wujek Rocky wrócił! – krzyknął szatyn zaraz po przekroczeniu progu ogromnego domu należącego do dziadków.
Gdzieś w głębi rozległo się dudnienie drobnych nóżek po schodach. R5 odstawiło walizki na bok i zaczęło zdejmować puchowe kurtki, buty oblepione śniegiem, czapki i szaliki.
- Tata, tata, tata! - Mały pięcioletni chłopczyk o brązowych włosach związanych w kucyk i o ogromnych brązowych oczach rzucił się Rocky’emu w ramionami. Ten podniósł go i przytulił najmocniej, jak mógł. – Tęskniłem.
- Ja też, kochanie, ja też. – Pogładził główkę chłopca i ucałował ją. W oczach poczuł zbierające się łzy wzruszenia.
Obok Riker tulił blondynka o brązowych oczach, który przywarł do niego, jakby już nigdy nie chciał go puścić. Mężczyźni z dziećmi na rękach weszli do ogromnego salonu. Sięgająca sufitu choinka uginała się po ciężarem ozdób i pierników. Ross pozwolił sobie ściągnąć jednego. W obłożonym cegłą kominku wesoło trzaskał ogień. Rozsiedli się wygodnie na dwóch kanapach i fotelach, okrytych kocami w motywy świąteczne. Tylko Rocky i Riker wciąż stali. Z góry rozległy się kroki i już po chwili do salonu wpadli Stormie z Markiem, Cheryl i George, wszyscy dziadkowie. Najstarszy uwijał się szybko z powitaniami, które utrudniał mu wiszący na szyi synek. Nie chodziło o to, że nie tęsknił za rodzicami czy dziadkami, ale była osoba jeszcze ważniejsza od nich. Kobieta stała oparta o drewnianą framugę i przyglądała mu się z delikatnym, tajemniczym uśmiechem. Uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej. Jedną ręką objęła blondyna, a drugą chłopca i trwali tak w rodzinnym uścisku, dopóki reszta zespołu ich nie rozdzieliła. Pośród zgromadzonych była też Rosella. Rocky bez namysłu wpił się w jej usta, gdy tylko do niego podeszła. Pocałunek był dość krótki, ponieważ chłopiec zaczął się wiercić na rękach taty. Cheryl wróciła na górę, a po chwili przyniosła zaspaną, lecz uroczą trzyletnią dziewczynkę ubraną w różowe tutu i białą bluzeczkę. Rydel wybuchła płaczem na jej widok. Podbiegła do dziecka i porwała je w ramiona.
- Mamusia, jesteś – powiedziała mała. – Tata. – Wyciągnęła rączkę do Ellingtona, zapraszając go w ten sposób do uścisku. – Kocham was. – Przyłożyła delikatny policzek do zarostu mężczyzny.
- My też cię kochamy, słoneczko – wyszeptała przez łzy Rydel. – Mamusia tak strasznie za tobą tęskniła, wiesz? Nie chcę cię więcej zostawiać na tak długo. – Dziewczynka w odpowiedzi pokiwała główką, a kilka ciemnych kosmyków wysunęło jej się z warkoczyka.
- Siadajcie i opowiadajcie jak ostatni koncert – zarządziła Stormie. – Mamy jeszcze chwilę czasu zanim usiądziemy do kolacji.
***
- Umrę. Z. Przejedzenia – wystękał Ellington, siadając w salonie.
- Mówiłam, żebyś tyle nie jadł – zganiła Rydel.
- Żono moja, ty mi w nie gotowałaś przez rok. Mężczyzna głodnieje, a skoro tu było tyle dobroci, musiałem wszystkiego spróbować.
- Ew! Nie mów do niej „żono”. – wzdrygnął się Rocky. – Stary, możesz ją całować na moich oczach, ale dla mnie Rydel to wciąż Rydel Lynch, a nie Ratliff. Co to jest w ogóle za nazwisko? Ratliff – prychnął.
- Skargi i zażalenia kieruj do własnego ojca. To on mi ją oddał w kaplicy. – Ell pokazał przyjacielowi język.
- Nadal nie wiem, jak mógł to zrobić.
Przez sekundę obaj mierzyli się wzrokiem, po czym wybuchli gromkim i szczerym śmiechem.
- Och, to był piękny dzień – westchnął Riker, zajmując miejsce obok Rocky’ego na kanapie.
- Potrójny ślub był genialnym pomysłem. – Do rozmowy włączył się Ross. – Ale umawianie się na ślub to co innego od planowania dzieci – dodał szeptem.
Riker i Rocky spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a młodszy blondyn pokręcił głową, śmiejąc się.

- Zgadzamy się co do tego, że rodzinę trzeba powiększać. – Szatyn znalazł brata w kuchni, gdy ten popijał herbatę i czytał jakiś szmatławiec. – Nie myślę o nas, ale o naszych dzieciach. Teraz jest czas, kiedy Rebeka może zajść w ciążę. Potem nie zgodzi się szybko na kolejne dziecko. Pomyśl. Gdyby się udało, razem obchodziliby urodziny, uczyli się, chodzili na randki. Tak jak my.
- Zakładając, że obie urodzą synów – mruknął blondyn.
- To się postaraj!
- Rocky, one nie są maszynami.
- To się nie dowiedzą. Uznają to za czysty zbieg okoliczności. Nie mów, że nie podoba ci się ten pomysł. Widziałem błysk w oku, kiedy wspomniałem o tym, że mogliby być jak my.
Riker westchnął, podniósł wzrok na Rocky’ego i przez chwilę patrzył mu prosto w oczy. Wiedział, że brat nie ustąpi, a jemu samemu nie wydawało się, żeby to był zły pomysł. Między nimi były trzy lata różnicy i czasami im to przeszkadzało. Im mniejsza różnica wieku, tym lepiej się z kimś dogadać.
- Jutro?
- Jutro.

Całował ją po smukłej szyi, dotykał każdego milimetra jej skóry, doprowadzając ją do szału. Z impetem odłożył srebrną paczuszkę na stolik, tak żeby widziała. Zaśmiała się tylko. Bycie modelką ograniczało możliwości jej ciała. Przypomniała mu o tym, lecz on przypomniał jej o złotej obrączce z wygrawerowanym „Zawsze i na zawsze”, która była dowodem tego, że oddała mu całą siebie na całe życie.
- Musisz mi coś obiecać, Riker. – Ujęła jego twarz w dłonie.
- Dla ciebie wszystko. – Pocałował ją w czoło.
- Przysięgnij jeszcze raz, że nigdy nie zaniedbasz przeze mnie R5.
Wspomnienia pierwszych tygodni, kiedy się poznali, uderzyły w niego. Scena, koncert, Dzień Dziecka, bransoletka.
- R5 zawsze i na zawsze – wyszeptał z powagą. – Tak długo, jak długo trwać będzie R5Family.

- Żebyś ty widział ich miny, kiedy się okazało, że obie są w ciąży!
- Żałuję, że mnie wtedy nie było. Akurat musiałem nagrywać ten film.
- Ej, ale dobrze wyszło.
- Wiem. Miałem cudowną partnerkę. Głupie opóźnienia samolotów. I to akurat w Wigilię! – Wyrzucił ręce do góry. – Choć w sumie, można się było tego spodziewać.
- Gdzie tak właściwie utknęła? Jeszcze w Australii?
- Nie, nie. Była w Bostonie, kiedy dzwoniłem ostatni raz, już leci.
- Sarah i te jej pomysły latania po świecie – wtrąciła Rydel, która akurat podeszła do chłopaków. – Chciałam, żeby jechała z nami w trasę to nie.
- Dells, ona tam kręciła film. To jej praca.

Sarah Miller dotarła do Littleton dopiero następnego dnia. Z impetem odstawiła walizki i szybko zaczęła ściągać z siebie lekki płaszczyk, do którego przylepiły się liczne płatki śniegu. W domu panowała absolutna cisza, która nieco ją zdziwiła. Weszła do salonu. Na kanapie siedział blondyn pogrążony w lekturze. Wyczuwszy jej obecność, poderwał się gwałtownie.
- Sarah! Kochanie, dlaczego nie zadzwoniłaś?! – Przytulił ją mocno.
- Gdzie są wszyscy?
- Poszli na lodowisko. Chłopaki nadrabiają czas z Danielem i Damienem, ucząc ich gry w hokeja, a Rydel pewnie lepi bałwana z Dahlią. Zostałem i czekałem na twój telefon. Dlaczego nie zadzwoniłaś? – powtórzył pytanie.
- Nie chciałam robić kłopotu. W końcu od czego są taksówki? – zaśmiała się. Sięgnęła do torebki, którą trzymała w dłoni, i wyciągnęła małe pudełeczko starannie opakowane w żółty papier. – Wesołych Świąt, Ross. Przykro mi, że nie mogliśmy spędzić Wigilii razem.
Na miękkiej poduszeczce ułożony był zegarek, o którym już wcześniej wspominał. Kąciki jego ust momentalnie się uniosły. Podbiegł do choinki i wyciągnął z niej wąskie pudełeczko, po czym podał je brunetce. Srebrna bransoletka błyszczała, a przywieszone do niej literki układały się w jego imię.
- Żeby nikt nigdy nie zapomniał, że jesteś moja. - Po tych słowach przyciągnął ją do siebie i mocno wpił w usta, za którymi tak bardzo tęsknił. – Jesteśmy tylko my, mamy cały dom dla siebie.
- Dopiero przyjechałam, a ty już chcesz mnie męczyć – zachichotała, lekko uderzając go w klatkę piersiową.
- No dobra, to idziemy na spacer.
Nie było mowy o protestowaniu. Zarzucił jej płaszcz na ramiona, sam chwycił swoją kurtkę, i wyciągnął ją prosto na zimne powietrze, choć błagała, żeby pozwolił jej zostać i odpocząć. Ciągnął ją za sobą dobre piętnaście minut. Nie szli nawet główną ulicą; weszli w las, a to oznaczało przeskakiwanie lub uchylanie się przed gałęziami. W końcu zatrzymał się na niewielkim wzniesieniu. W dole była woda. Lecz nie zwykła kałuża.
- Gorące źródła – wyszeptała dziewczyna. – Po tylu latach nadal pamiętałeś, gdzie się znajdują!
Ross Lynch mógł zapomnieć teksty własnych piosenek, ale nigdy nie zapominał ważnych dla niego miejsc. Odkryli te źródła z Sarah lata temu, kiedy dopiero co rodzice pozwolili im wychodzić z domu bez opieki starszych. Bawili się. On był Robin Hoodem, a ona lady Marion. Było to latem. Ross biegł, udawał, że ucieka przed rycerzami, potknął się i wpadł prosto do wody. Sarah zaczęła się śmiać, zamiast mu pomóc, więc za karę wciągnął ją. Z początku była wściekła, jednakże szybko jej przeszło. Potem regularnie tu wracali, była to tylko im znana kryjówka.
Blondyn zaczął po kolei zrzucać z siebie ubrania.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała zdziwiona.
- Zamierzam popływać. I ty też. Rozbieraj się, bo inaczej sam cię wrzucę, a potem nie będziesz mogła się ubrać w suche ubrania.
- Jesteś nienormalny! – wybuchła śmiechem, ale szybko zdała sobie sprawę, że chłopak mówi całkowicie poważnie. – Ross…?
Lecz on nie słuchał. Zsunął bokserki i stanął przed nią tak, jak go stworzyła Matka Natura. Był mróz, jego ciało szybko pokryła gęsia skórka.
- Nie wejdę do wody, póki się nie rozbierzesz – oznajmił.
Nie miała wyjścia. Ross zaczynał się trząść, martwiła się o jego zdrowie, toteż w ekspresowym tempie zdejmowała z siebie kolejne warstwy. Kurtka, sweter, bluzka… Wszystko lądowało na śniegu. Kiedy została w bieliźnie, zadowolony z siebie blondyn wskoczył do gorącej wody. Nie pozostało jej nic innego. Wskoczyła.
- Prawda, że przyjemnie? – Podpłynął do niej i oplótł ją.
- Bardzo – przyznała. – Ross…
- Shhh…
Złożył na jej ustach namiętny pocałunek, a następnie przeniósł się na szyję. Był delikatny, zmysłowy, muskał jedynie jej skórę, rozpalał ją. Ciepła woda obmywała ich nagie ciała, dookoła wszystko okryte było białą kołderką, a z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. On jednak nie przestawał. Prawdziwa miłość jest wtedy, kiedy mimo rozstania i upływu czasu nigdy nie zapomniało się o drugiej osobie. Przy niej, dopiero przy niej i tylko przy niej, miłość zaczęła mu dostarczać takich właśnie chwil dosłownego, wariackiego szczęścia, kiedy był gotowy kochać się z nią w gorących źródłach pośród ciszy i bieli.
  Z serii "Co było dalej na Always". Opowiada o losach bohaterów po kilku latach od wydarzeń z ostatniego rozdziału. Riker i Rocky mają synów - Damiena i Daniela, a państwo Ratliff córkę - Dahlię. Czy zauważacie coś wspólnego, jeśli chodzi o tę trójkę? XD
Ślub Ribeki, Rockelli i Rydellington odbył się tego samego dnia w tej samej kaplicy. Dodatkowo Daniel i Damien mają tyle samo lat, jak się domyślacie urodzili się tego samego dnia. Wszystko zgodnie z planem. :P
Czy ostatnia scena nie jest przesadzona? Loffki ważna rzecz, muszą być, ale mam wrażenie, że to... No nie wiem. Niestosowne. Źródła termiczne w Littleton są oczywiście moją fantazją, ale tak to sobie wymarzyłam, aby dwójka moich bohaterów "ten teges" w wodzie. 
Usuwam Livland, więc przenoszę tu wszystkie one shoty. :)
xoxo
~Liv~
Layout by E(L)MO ღ