Stałem
na lotnisku, a mama cały czas nawijała. No przecież pamiętam, że mam nie
pozwalać siedzieć im do późna, na obiad mamy zamówić chińszczyznę, mam pilnować
duetu Rockliff, żeby dom nie wybuchł, żadnych imprez, dziewczyn, alkoholu,
papierosów, narkotyków… Wróć! CO?!
-
Mamuś, jakie narkotyki?
-
Ja tam nie wiem, co wam do głów może strzelić. Lepiej by było, gdybyśmy lecieli
wszyscy razem, niby to tylko dwa dni, ale i tak jestem przerażona.
-
Spokojnie, będę miał wszystko pod kontrolą. A ty pamiętaj, żeby ukryć te
wszystkie prezenty – przytuliłem ją.
Tak
strasznie ją kocham; jest idealną mamą. Nawet, jeśli czasem przesadza z tą
opieką nad nami. Nie raz przejmowałem dowodzenie, gdy rodzice gdzieś lecieli;
niektóre trasy koncertowe też jakoś przetrwaliśmy bez nich. Umiem zadbać o
swoje rodzeństwo.
Umówiliśmy
się, że rodzice polecą do Polski razem z prezentami i tam już wszystko
przygotują. My mieliśmy lecieć następnego dnia, ale podróże trwają długo, stąd
jeden dzień więcej. Właściwie jeszcze dłużej, bo my lecieliśmy po Rebekę. Nie
miałem pojęcia, czy jej, ugh!, rodzice zgodzą się polecieć z nami, ale i tak
wiedziałem, że postawię na swoim i zabiorę ją w góry, choćby podchodziło to pod
porwanie. Zgodnie z podpowiedzią Rossa załatwiłem jej sesję zdjęciową. Nie
określiłem terminu, bo nie wiedziałem, kiedy ściągnę ją do Stanów. Mogłem mieć
tylko nadzieję, że nastąpi to szybko.
Wróciłem
do domu i…
-
Cholera! Nie grajcie w football w domu!
Rocky
i Ellington biegali po całym salonie, kuchni, a nawet po schodach i rzucali do
siebie jajkowatą piłkę. Najgorsze, że nie reagowali na moje polecenia.
Rozejrzałem się po pomieszczeniach. Rydel siedziała na kanapie z różowiutkim
laptopem na kolanach, Ryland oglądał telewizję, a ci dwaj… szkoda gadać. Kogoś
mi brakowało…
-
Gdzie jest Ross?
-
Wyszedł na spacer! – odkrzyknął mi Rocky.
-
Jak to wyszedł na spacer?! – zdenerwowałem się. – Sam?!
-
Wyluzuj, ma prawie siedemnaście lat. Poza tym zna to miasto, nie zgubi się.
Chwyciłem
telefon i próbowałem się do niego dodzwonić, ale jak na złość nie odbierał.
#
„To będą takie
dziwaczne święta. Nigdy nie spędzaliśmy Wigilii gdzieś indziej niż w
Littletown. A co ze sportem? Nie bardzo wierzę rodzicom, że będą łyżwy, hokej,
narty. W tamtym roku obiecałem sobie, że pokonam Rocky’ego w hokeju i muszę
dotrzymać słowa. Mam nadzieję, że będą dobre lodowiska. Nie chcę spędzać świąt
z rodzicami Rebeki. Jak ja nie cierpię tych ludzi! Na pewno popsują wszystkim
humor. Ale i tak najważniejszą sprawą są prezenty. Ciekaw jestem, co moje
kochane rodzeństwo wymyśliło tym razem.”
Ross
szedł wolnym krokiem wymijając ludzi. Głowę nakrył kapturem i ukrył wystające
kosmyki włosów. Niewiele widział i po chwili zderzył się z jakąś osobą.
-
Przepraszam – wymamrotał i podniósł wzrok. – Jessica? Wow, nie widziałem cię
ponad dwa miesiące. Co słychać?
-
Hej, Ross. U mnie wszystko dobrze. Trasa się udała, co?
-
Było super! A twoje sesje?
-
Nie lubię oceniać samej siebie.
-
Gdzie idziesz?
-
Jesteś wścibski – uniosła kąciki ust. – W żadne konkretne miejsce.
-
Chodźmy do mnie. Przedstawię cię reszcie rodzeństwa. Pamiętasz, że mieliśmy…
-
Pamiętam, ale ja na serio nie…
-
Nie przyjmuję odmowy – założył ręce na klatce i zmrużył oczy.
Blondynka
pokręciła lekko głową i ruszyła za nim. Podczas drogi nie mówiła zbyt dużo, ale
i tak udało mu się zmusić ją do opowiedzenia jak wyglądały sesje.
#
-
Wróciliśmy! – w mieszkaniu rozległ się chłodny głos ojca. – Musimy sobie
pogadać, Rebeko – oznajmił siadając w salonie.
-
Dzwonili do nas ze szkoły – matka usiadła obok. – Pomińmy fakt, że opuściłaś
trzy dni. Najdziwniejsze jest to, że zadzwonili do nas z zupełnie innej szkoły.
Rebeka
wiedziała już, co się szykuje. Nie miała jednak zamiaru dać się znowu
zastraszyć. Uniosła wojowniczo podbródek i dumnie oznajmiła, że zapisała się do
szkoły z profilem dziennikarskim.
-
I miałaś zamiar to ukrywać?! – matka patrzyła na nią wściekała.
-
Jak widać udawało mi się przez pół roku – odburknęła. – To było dwa miesiące
temu! Nigdy was nie ma, nic was nie obchodzę, więc pozwoliliście mi na wybranie
sobie szkoły. Możecie mieć pretensje tylko do siebie.
-
Jak ty się do nas odzywasz?! Nie posłuchałaś nas i okłamałaś! Jesteś bezczelna!
-
Trudno. Nie będziesz układać mi życia.
Założyła
ręce na piersi i poszła do swojego pokoju. Nie miała zamiaru wysłuchiwać kazań,
więc nałożyła słuchawki. Zdążyła tylko usłyszeć, jak jej ojciec mówi do żony „przesadziłaś”.
***
Ross
przepuścił blondynkę w drzwiach i pomógł jej zdjąć bolerko. Słyszał śmiech
rodzeństwa, a bardzo nie chciał, by wyszli na nienormalnych w oczach Jessiki.
Poprowadził ją do salonu i odchrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę. Pięć par
oczu skierowało się w jego stronę. Kto miał najciekawszą minę? Oczywiście Rocky…
Ross domyślił się, że Jess już jest na jego „celowniku”.
-
Cze-eść, piękna! Jestem Rocky, starszy brat tego tu – wskazał na blondynka –
jestem Muzycznym Geniuszem i…
-
Dobra, starczy, bo ją zanudzisz – przerwała Rydel. – Hej! Jestem Rydel, ale mów
mi Delly. Wreszcie Rossy znalazł sobie dziewczynę – uśmiechnęła się szeroko.
-
To nie jest moja dziewczyna. Znaczy my… no...
-
Domyślam się, że to jest Jessica – Rik podszedł do dziewczyny. – Miło cię
poznać. Ross, chodź ze mną do kuchni.
Młodszy
podążył za nim posłusznie. Nigdy nie lubił rozmów na osobności. Domyślał się,
że coś przeskrobał i zaraz mu się dostanie. Potulnie spuścił głowę i stanął
przed „sądem najwyższym”.
-
Po pierwsze: cieszę się, że wróciłeś w całości. Nie będę ci prawił kazania, bo
to ich wina, że pozwolili ci wyjść. Po drugie: mama wyraźnie powiedziała, że
mamy nie przyprowadzać żadnych dziewczyn. A ty i Jess… Wiesz, co chcę
powiedzieć. Nie jesteście ze sobą, pewnie nie jesteście nawet przyjaciółmi,
więc domyślam się, że chodzi tylko o jedno.
-
Jessica chciała was poznać. Spotkaliśmy się przypadkowo na mieście i
pomyślałem, że teraz mogę ją przyprowadzić – tłumaczył się.
-
Nie denerwuj się, ale chcę ci powiedzieć, że nie podoba mi się twoja nowa
koleżanka. Myślałem, że to normalna dziewczyna, ale ona wygląda jakby zawarła
pakt z diabłem. Nawet, jeśli wydaje się miła, to czuję, że za tą maską jest coś
niedobrego.
Obaj
spojrzeli w stronę dziewczyny, którą podrywał Rocky. „Coś niedobrego? To, że ma mocny makijaż i ubiera się na rockowo o
niczym nie świadczy.” Ross nie bardzo wierzył bratu, ale miał świadomość,
że on bezbłędnie odgaduje charaktery ludzi. Miał się czego obawiać?
Rozdział świetny ( jak zawsze ) myśle ze jessika to zło wcielone
OdpowiedzUsuńBoskie kocham to czytam każdy rozdział bo kocham Rikera
OdpowiedzUsuńRozdział boski wspaniały i tak dalej, cud, miód i orzeszki! :> Jessica to złooo. btw AWESOME, dawaj szybko nexta <3 :) Pozdrawiam xoxo
OdpowiedzUsuń