sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział XVI


Był już czwartek. Ostatnie dni R5 spędziło na długich spacerach, pływaniu kajakami, wojnach na pistolety wodne. Mówią, że śmiech to zdrowie. W przypadku zespołu na pewno się to sprawdziło. Ich twarze nie były już popielate, zmęczone. Nabrali kolorów, a uśmiechy praktycznie nie znikały. Prócz powrotu do zdrowia i dawnej formy, do Rocky’ego i Rikera wrócili ich „przyjaciele” – wena oraz natchnienie. Napisali wspólnie kilka nowych piosenek, z których byli bardzo zadowoleni. Wystarczyło je dopracować, ale tym postanowili zająć się w Los Angeles.
W sobotę byli umówieni na zakupy z Wiktorią – przyjaciółką Rebeki. Z „wywiadu”, jaki przeprowadzili na jej temat, dowiedzieli się, że jest to niezwykle sympatyczna i otwarta osoba. Poznała Rebekę podczas kolonii w Hiszpanii. Po wycieczce kontakt się urwał, ale we wrześniu okazało się, że będą się uczyć w tej samej klasie. Odnowiły kontakty, a ponieważ świetnie się dogadywały od razu zostały najlepszymi przyjaciółkami. Tata Wiktorii jest Anglikiem, dlatego dziewczyna ma na nazwisko Collins.  
Uzgodnili, że do Warszawy pojadą wszyscy, bo każdy miał coś do kupienia. W czwartkowe popołudnie R5 pakowało walizki i zanosiło je do vana, bo w piątek po śniadaniu (czytaj: po obiedzie) wracali.
- Będę tęsknił za tym miasteczkiem. – Westchnął Ellington. – W Los Angeles nie ma takich miejsc. Moglibyśmy tu zostać dłużej.
- R5 jest najważniejsze. Nie możecie zaniedbać tego, co kochacie. – Tłumaczyła Rebeka. – Co chcecie dziś robić? To wasz ostatni dzień tutaj.
- Jest już prawie 1700. Weźmy gitary i chodźmy na plac. Zagramy kilka piosenek. – Zaproponował Rocky, a reszta ochoczo przytaknęła.
Muzyczni Geniusze usiedli na ławce z gitarami, pozostali otoczyli ich i zaczęli koncertowanie. Zaciekawieni przechodnie przyglądali się im. Wśród tłumu były nastoletnie fanki zespołu, a w szczególności Rossa. Kiedy skończyli pierwszy utwór podbiegły do nich. Prosiły o autografy i zdjęcia, czego R5 nie odmówiło. Tak minęły kolejne dwie godziny, aż udali się na łąkę nad rzeką. Chcieli ostatni raz zobaczyć zachód słońca w tym miasteczku. W międzyczasie urządzili małą sesję zdjęciową, by mieć pamiątki.
- Szesnastego przyleci po nas samolot. – Poinformował najstarszy.
- Nie psuj nam tej chwili, bo zaraz będę płakał. – Poprosił Ross. – Tęsknię za rodzicami i Rylandem, ale tu też jest wspaniale.
- Musimy się uczyć, Rossy. – Rydel pogładziła brata po włosach. – Umowa była taka, że teraz odpoczywamy po trasie koncertowej, ale jak wrócimy to wszystko nadrabiamy. Eh… Szkoła w wakacje.
- Nie mamy dużo do nadrobienia. – Pocieszał Rik.
- Odezwał się ten, co tak praktycznie nie musi się już uczyć. – Skomentował Rocky.
Chwilę posiedzieli, powygłupiali się, pożartowali i wrócili do hotelu, uprzednio odprowadzając Rebekę.
*
O dwunastej Riker obudził wszystkich. Zakładali, że wstaną wcześniej, ale tak to bywa, gdy ogląda się seriale do trzeciej nad ranem. Po ekspresowym ogarnięciu się i śniadaniu, które w zasadzie było obiadem, zapakowali ostatnie bagaże do vana i pojechali do domu chrzestnej Rebeki.
Nadeszła pora pożegnania. Riker dziękował za gościnność i przepraszał za wszystkie wygłupy. Milena podeszła do Rossa i uwiesiła mu się na szyi.
- I’m dying, I’m dying!
- Oh! Przepraszam. Szkoda, że musisz już jechać, ale za to może ja wpadnę na weekend do Rebeki.
Ross nic nie odpowiedział, bo przyszła Angelika.
- Wpadłam się pożegnać – uśmiechnęła się do brunetka.
- Miło.
Przytulił ją, co nie było zaskoczeniem. Cmoknął w policzek, ale potem jego usta powędrował do jej ust. Już miał ją pocałować, ale Riker złapał go za ramię.
- Co robisz?
- Żegnam się.
- Już się pożegnałeś. Wsiadaj do samochodu. – Nakazał starszy.
Blondynek chciał jeszcze coś powiedzieć Angelice, ale brat spojrzał na niego groźnym wzrokiem i wskazał na samochód. Zrezygnowany opuścił głowę i wykonał polecanie. Pamiętał, że obiecywał zapomnieć o dziewczynie, ale gdy ponownie ją zobaczył… Chciał jeszcze raz poczuć to, co w Dzień Dziecka.
*
Droga jak zwykle minęła szybko i zabawnie. Na tyle zabawnie, by Rossowi poprawił się humor. Po dojechaniu na miejsce, ponownie wnieśli walizki i rozpakowali się.
- Proponuję, żebyśmy poszli do kina. – Odezwał się Rocky.
- Nie grają niczego ciekawego. Lepiej obejrzyjmy coś na laptopie.
- Dobra. Ross, szukaj jakiegoś horroru.
- Błagam, tylko nie horror.
- Nie pękaj młody. – Ratliff szturchnął przyjaciela. – Zawsze możesz przytulić się do Blue.
- Masz rację! – Ucieszył się.
Po wybraniu filmu, wszyscy wygodnie rozłożyli się na kanapie w apartamencie. Było dużo miejsca, więc obyło się bez kłótni. Właściwie Rebeka siedziała na kolanach swojego chłopaka i od samego początku filmu wtulała się w niego. Młodzież nie siedziała do późna, ponieważ rano musieli wstać. Do Warszawy były trzy godziny drogi. Ustalili, że spotkają się z Wiktorią pod hotelem i wyjadą około 900.
                           
Wczoraj byłam zmęczona, dlatego rozdział jest krótki i nudny. Obiecuję, że następny będzie dłuższy i mam nadzieję, że ciekawszy. 
Nie wiem kiedy go dodam i chyba zawieszę bloga, bo nie ma komentarzy :(
Nie mam motywacji. Dziękuję Adusi, która chyba jako jedyna mnie wspiera ;* 

6 komentarzy:

  1. N. I. E.
    Z. A. W. I. E. S. Z. A. J.
    B. L. O. G. A
    !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Nie wiem, dlaczego ludzie nie komentuja, ale wiem, ze piszesz swietnie i nie mozesz zawiesic bloga! I to, ze jest malo komentarzy nie znaczy, ze nikt tego nie czyta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Ty to robisz, że za każdym razem, gdy czytam coś co napisałaś uśmiecham się? Jesteś kochana :*

      Usuń
    2. Dziekuje *-*
      Nie mam pojecia jak to robie...
      i nie wiem co jeszcze napisac :D

      Usuń
  2. Świetnie piszesz

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ