piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział XXI



Riker obudził się przed samym południem. Zapewne spałby dłużej, gdyby jego dziewczyna nie głaskała go po włosach i nie szeptała słodkich słówek. Był jej wdzięczny za to, że jest wobec niego delikatna. Nie znosił poranków, kiedy całe towarzystwo wskakiwało na jego łóżko i krzyczało, by wstawał. Przyciągnął ją do siebie i objął wtulając się w jej szyję.
- Ty kompletnie nie potrafisz go budzić – oznajmił Ross wchodząc do pokoju. – Trzeba wziąć wiadro lodowatej wody i go oblać. Wtedy wstaje w trybie natychmiastowym.
- Przecież nie śpi.
- Właśnie widzę – zaśmiał się.
- Po prostu sobie leżymy i się przytulamy. Rik, powiedz coś.
- Coś – odezwał się zaspany. – Przyjechałaś? Myślałem, że to my mamy…
- Myślisz, że Milena pozwoliła mi na spanie, gdy ma Rossa pod nosem? Musiałam wstać i ją tu zabrać.
- Właśnie, braciszku. Wstawaj, jedz i jedziemy do parku linowego! – cieszył się Rossy.
Blondyn niechętnie podniósł się i pomaszerował do łazienki. Po kwadransie był już gotowy. Zeszli do hotelowej restauracji na śniadanie, które właściwie było lunchem. Milena cały czas trajkotała jak najęta o parku, choć nigdy tam nie była. Przy jej gadaninie nawet entuzjazm Rossaa opadł. Fakt, postanowił sobie, że będzie miły dla dwunastolatki. Jego tok myślenia był takie, że po wyjeździe z miasteczka więcej jej nie spotka. Po nudnym śniadaniu ponownie wrócili do apartamentu. Blondynek poszedł do łazienki i już miał zamiar myć swoje śnieżnobiałe ząbki, gdy nagle krzyknął. Do pomieszczenia wpadł Riker, a za nim Rocky i Ratliff.
- Co się dzieje?! – krzyknęli wszyscy trzej.
- Przypomniało mi się, że mam tą szczoteczkę już trzy tygodnie. Nie wziąłem zapasowej, a tej już użyć nie mogę – wyżalił się.
- God! Ross, serio?! Myśleliśmy, że stało się coś poważnego – Rocky przejechał dłonią po twarzy.
- Ale to jest bardzo poważne!
Riker zaczął się śmiać i wyszedł, a po chwili wrócił niosąc nową szczoteczkę.
- Co ty być beze mnie zrobił? – podał przedmiot bratu nadal nie wyrabiając ze smiechu. – Masz szczęście, że pamiętałem… hahaha…by zabrać zapasową szczoteczkę… hahaha specjalnie dla ciebie.
Bruneci również zaczęli pokładać się ze śmiechu, a „obrażony” Ross, wygonił ich z łazienki.
***
Las był dla zespołu ogromną „atrakcją”, większą niż Rebeka się spodziewała. Prowadziła ich krętą ścieżką i przy okazji wyjaśniała jak mniej więcej wyglądają przeszkody. Nie znosiła wychowania fizycznego w swojej szkole, ale zjazdy nad stadionem leśnym oraz „skakanie po drzewach” sprawiało jej wielką frajdę.
- Więc na jakie trasy chcecie iść? – Zapytała, gdy już stali przed kasą.
- Na najtrudniejszą! – Krzyknęli chórem chłopcy.
- A ty, Rydel?
- Może zacznę od średniej – uśmiechnęła się.
- Dobrze, dotrzymasz mi towarzystwa, bo najtrudniejsza trasa jest… hmmm… najtrudniejsza. Byłam na niej tylko raz i myślałam, że umrę. Instruktor stwierdził, że jestem za delikatna.
- Pfff… - Ross naprężył mięśnie. – Sugerujesz, że sobie nie poradzimy?
 - Może… - Rebeka uśmiechnęła się złośliwie.
Dziewczyna zajęła się kupowaniem biletów, a następnie udali się po odpowiednie zabezpieczenia i na szybki kurs. Pomińmy fakt, że kompletnie zapomnieli o Milenie, która sama musiała poradzić sobie z zakupem biletu.
Kiedy już ubierani byli w kaski odezwał się Rocky.
- A będę mógł zjechać nad stadionem?
- Jesteś pełnoletni? – zapytał instruktor.
- Nie.
- To przykro mi, ale do tego potrzebna jest zgoda rodziców lub opiekuna prawnego.
- A brat nie może być?
- Nie – zaśmiał się mężczyzna. – Nawet, jeśli on ci pozwala.
- Ja myślę o wszystkim – Riker wyjął z kieszeni jakiś papier i podał go instruktorowi. – To dokument potwierdzający, że na czas przebywania w tym kraju to ja jestem prawnym opiekunem moich braci.
- Riker, kocham cię! Jesteś najlepszy!
- Wcale nie powiedziałem, że pozwalam ci zjechać.
- No… ale…
- Żartuję! – zaśmiał się blondyn. – Co mam podpisać?
Mężczyzna podał mu papier potwierdzający zgodę na zjazd. Oczywiście, gdy Ross dowiedział się o tym, ubłagał brata, by jemu też pozwolił. Rydel oraz Ellington byli pełnoletni, więc nie mieli problemu. 
Zaczęli właśnie od tego – zjazdu nad stadionem leśnym. Poziom adrenaliny podniósł się każdemu, gdy tylko stanął i popatrzył w dół. Najgorzej jest za pierwszym razem. Masz świadomość, że musisz się rzucić w nicość i zaufać pozornie cienkim linom. Przerażenie i paraliż mija za raz po tym, jak poczujesz wiatr we włosach. Adrenalina opada, czujesz, że żyjesz.
- That’s was awesome! – Krzyknął Riker, gdy tylko z powrotem znalazł się na ziemi.
Po nim jechał Ross, Rocky, Ratliff, a na końcu Rydel, która bała się najbardziej. Rebeka i Milena nie mogły zjechać ze względu na brak zgody rodziców.
Potem przyszła kolej na wspinaczki, przeskakiwanie, podciąganie. Dziewczynom szło zdecydowanie szybciej i łatwiej. Trasy były bardzo długie i skończyły swoją dopiero po dwóch godzinach. W tym czasie chłopcy byli w połowie swojej. Zapewne szłoby im szybciej, gdyby Ross nie uparł się, że pójdzie pierwszy. Nie miał zaufania do lin, dla tego przed każdą przeszkodą sprawdzał kilkakrotnie, czy jest dobrze przypięty.
*
- Zajęło wam to cztery godziny! – śmiała się Rydel.
- Weź nic nie mów. Nie czuję rąk, nóg i brzucha. Do tego zaschło mi w gardle, a koszulka lepi mi się do pleców – powiedział ledwie żywy Ellington. – Nigdy więcej…
- Nigdy więcej – zgodzili się pozostali.
- Ej, a tak w ogóle to nie powinnaś być w szkole? – Riker zwrócił się do swojej dziewczyny.
- Powinnam, ale nie chcę. Wolę być z wami.
- A co na to twoja matka? – zapytał Ross, a gdy dziewczyna wzruszyła ramionami, lekko się zaśmiał. – Rozumiem, taka mała buntowniczka z ciebie. Au!
- Co się stało?
- Będę miał zakwasy. Nie mogę się śmiać.
Gdy dojechali do hotelu była już siedemnasta. Zamówili jedzenie do pokoju, a kiedy wreszcie dotarł, łapczywie się na nie rzucili. Po posiłku każdy udał się pod prysznic. Chłodna woda trochę ich zrelaksowała. Rebeka i Milena zamówiły taksówkę i pojechały do domu starszej, a R5 ułożyło się do snu…
***
Była ósma rano, a zespół już był na nogach. To dlatego, że wczoraj wszyscy wcześnie zasnęli. Muzyczni Geniusze siedzieli cichutko w kąciku salonu i pisali piosenkę. Ell i Ross grali na zabranej z domu konsoli, a Rydel powoli się pakowała. Naprawdę zżyła się z Rebeką i ciężko jej było opuszczać przyjaciółkę. Niespodziewanie dziewczyna weszła do jej pokoju.
- Delly, czemu jesteś smutna?
- O! Przyjechałaś. Ja nie jestem smutna. Znaczy… No jestem, bo nie chcę cię tu zostawiać.
- Spokojnie, na pewno będziemy się jakoś kontaktować. Zespół jest najważniejszy, nie możecie o mnie myśleć.
- Ale my cię kochamy!
- Awww… Delly – Rebeka przytuliła przyjaciółkę.
- Hej! Przytulacie się i nawet nie zawołacie – Ratliff podbiegł do dziewczyn i objął je. – Chłopaki! Wieli przytulas!
Chłopcy wpadli do pokoju i z uśmiechem dołączyli do trójki.
- A tak właściwie to gdzie jest Milena? – zainteresował się Ross.
- Wcisnęłam ją do pierwszego lepszego autobusu, który jechał w tamtą stronę. Pojechała już.
- Całe szczęście – odetchnęła Rydel. – Co ci się tu stało? – chwyciła Rebekę za nadgarstek.
- Emm… yyy… To nic takiego – wyrwała się starszej.
- Cięłaś się – szepnęła przerażona Rydel.
Nagle wszystkie oczy skierowały się na Rebekę. Rocky również przyjrzał się jej nadgarstkowi.
- To przez Igora i Nikodema? Kiedy to było?
- To nie przez nich, tylko przez… - głos zaczął się jej załamywać.
- Przez kogo, kochanie? – Dopytywał z troską Riker, po czym przytuli ją.
- Przez mamę. To było jakieś trzy lata temu.
- Opowiedz nam o tym – poprosił Ell. – Będzie ci lżej.
Rebeka nadal siedząc na kolanach swojego chłopaka i wtulając się w niego, opowiedziała im wszystko. O tym, jak traktuje ją jej własna matka i wyjaśniła powód nienawiści do Mileny. R5 słuchało ze skupieniem każdego jej słowa.
- Ona jest nienormalna! – Krzyknął Ross, gdy dziewczyna skończyła.
- Musimy coś z tym zrobić – zgodził się Rocky.
- Porozmawiam z twoimi rodzicami, znaczy prędzej z twoim tatą. Przekonam go, by pozwoli nam zabrać cię do Los Angeles.
- Dziękuję, Riker, ale to na nic. Nie zgodzi się. Ale nie mówmy już o tym, dobrze?
- Jak wolisz. Zróbmy coś zabawnego na poprawę nastrojów. Wiem! Zdjęcie w hotelu, bo takiego jeszcze nie mamy.
- Biegnę po aparat! – Rebeka zerwała się z kolan blondyna i po sekundzie wróciła z aparatem.
Śmieszna poza na „trzy – cztery” i pamiątka z hotelu gotowa. Do południa R5 żartowało i wygłupiało się w celu poprawienia humoru Rebece. Skuteczna metoda – dziewczyna nie mogła przestać się śmiać. 
                   
Pomińmy fakt, że nie wiedziałam jak opisać ten park linowy xD Mam nadzieję, że jakoś to sobie wyobraziliście i rozdział się podoba :)

5 komentarzy:

  1. Wow!!! Ja czytam tego bloga od początku ale jakoś nigdy nie komentowałam, ale teraz zacznę jest super :) nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi też jest miło, że skomentowałaś mój blog i jeżeli chcesz to zapraszam na mojego drugiego bloga :) http://www.lynchowie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ