Promienie
słońca przebijały się przez zasłonięte rolety i świeciły blondynkowi prosto w
oczy. Przekręcił się na drugi bok, ale to i tak nic nie dało, bo w pokoju były
bardzo jasno. Dodatkowo jego połowa pokoju była w większości żółta. Przetarł
oczy i rozejrzał się. „Wypadałoby
posprzątać. Ale dziś mi się nie chce. Chyba że… Wykorzystam Rylanda” –
uśmiechnął się złośliwie i sięgnął po tablet. Musiał przecież sprawdzić
najnowsze wiadomości. Przeglądał właśnie wiadomości na Facebooku i jedna
zainteresowała go szczególnie. Była od jakiegoś Nathaniela, którego nigdy
wcześniej nie znał.
- Tablet
od samego rana? – zapytał zaspany Ryry.
- Znasz Nathaniela Crewforda?
- Kojarzę to nazwisko –
chłopak przez chwilę myślał. – Wiem! Jego ojciec jest właścicielem większości
hoteli w Nowym Jorku, ale w Los Angeles też ma kilka. Czemu pytasz?
- Dostałem zaproszenie
na jakiś charytatywny bankiet. Proszą, żebym przyszedł, bo dzięki temu
rozsławią te przyjęcie.
- Bankiety są nudne.
Poza tym rodzice i tak nie pozwolą ci iść.
- Chyba, że Riker się
za mną wstawi.
Szczęśliwy wyskoczył z łóżka, a upomniany przez brata o spodniach, nałożył je szybko i wybiegł z pokoju. Już miał pukać do niebieskich drzwi, gdy Ellington zagrodził mu je.
Szczęśliwy wyskoczył z łóżka, a upomniany przez brata o spodniach, nałożył je szybko i wybiegł z pokoju. Już miał pukać do niebieskich drzwi, gdy Ellington zagrodził mu je.
- Hej, kolego! Jest
ósma rano, Riker śpi.
- No to go obudzę.
- Nie możesz go
obudzić. Położył się późno i teraz musi odpoczywać.
- Od kiedy wy się tak
martwicie o niego? W ogóle gdzie idziesz?
- Do kuchni, robić
śniadanie.
- Ale to Rik zawsze
robi śniadania, ewentualnie Rydel.
- Uznaliśmy z Rocky’m,
że chcemy się nauczyć czegoś porządnego.
- Dobra, nie istotne.
Muszę z nim porozmawiać, bo to ważne! – niecierpliwił się.
- Ważniejsze niż jego
zdrowie? – zapytał ledwie dosłyszalnie Ell, ale przepuścił przyjaciela.
Ross spojrzał na niego pytająco, ale ten tylko westchnął
i poszedł do kuchni. „Ważniejsze niż jego
zdrowie? Riker jest chory? Może coś z głosem nie tak?” Myślał przez chwilę,
ale wszedł do pokoju. Zdziwił się, gdyż łóżko było puste. Kołdra leżała niemal
na ziemi, a na poduszce było wgniecenie. Wszędzie pachniało jego bratem – woda kolońska,
jego ulubione perfumy, truskawkowe żelki i… bezpieczeństwo, miłość, troska?
Kiedy czuł ten zapach, właśnie tak myślał. Może to idiotyczne, ale tak właśnie
jest. Kocha ten zapach i rozpozna go wszędzie.
Z przemyśleń wyrwał go odgłos wody. Riker brał prysznic,
a Rossy bez wahania wszedł do łazienki i usiadł na skraju wanny.
- Dzień dobry! –
Krzyknął, by zagłuszyć szum wody.
- Damn, Ross! Ile razy
mam ci mówić, żebyś nie wchodził do MOJEJ łazienki, kiedy w niej jestem?
- Wyluzuj, jesteśmy
braćmi i lubię twoją łazienkę. Zazdroszczę, że masz własną, ale nieważne. Mam sprawę.
- A możemy o tym
pogadać, jak skończę brać prysznic?
- Potem pójdziesz na
śniadanie, a to ważne.
- Dobra, mów. Tylko
trochę głośniej, bo cię nie słyszę przez tą wodę.
- Booo… Dostałem
zaproszenie na przyjęcie charytatywne, ale rodzice pewnie nie pozwolą mi pójść.
Mógłbyś ich jakoś przekonać? Powiedzieć coś w stylu: jak pójdzie to będzie to
dobrze świadczyć o nim i o całym zespole? – próbował mówić, tak jak straszy, a
ten tylko się śmiał. – No co?
Woda umilkła, blondyn sięgnął po ręcznik leżący na
półeczce i obwinął się nim w pasie. Stanął przed braciszkiem i przypatrywał mu
się.
- Czyje to przyjęcie?
- Crewfordów. Ryry mówi, że to właściciele
hoteli w Nowym Jorku. Napisał do mnie ich syn i poprosił, żebym wpadł. Jest
naszym fanem i chce się przypodobać ojcu. Bo jeśli ja tam pójdę to pojawi się
telewizja i tak dalej i wtedy bankiet się rozsławi. Rozumiesz?
- Rozumiem – pokiwał głową.
– Ale serio chcesz iść na nudny bankiet? Wiesz, że trzeba się ładnie ubrać i
wysławiać?
- Nooo... taaak… To
normalne. Ale naprawdę chcę tam iść. Poznam nowych, ciekawych ludzi. To co,
pogadasz z rodzicami? Proszę, proszę, proszę…
- Wypad z MOJEJ
łazienki. Muszę obmyśleć scenariusz tej rozmowy – Rik uśmiechnął się szeroko,
tak samo jak Ross.
Wyszedł z pokoju brata w podskokach i z bananem na
twarzy. Właściwie nie wiedział, czemu tak bardzo chce tam iść, ale wiele razy
słyszał, że nie ma prawdziwych przyjaciół. Obejrzał profil Nathaniela i wydał
mu się fajny. Wrócił do swojego pokoju po koszulkę, a następnie zszedł na dół.
Coś mu mówiło, że Ell nie najlepiej poradził sobie ze śniadaniem.
- Fu! Dlaczego tu tyle
dymu?!
- Próbowałem zrobić
naleśniki, ale mi się nie udały – brunet wzruszył ramionami.
W tej samej chwili w
pomieszczeniu pojawił się najstarszy.
- Daj mi to,
dzieciaczku – wyrwał przyjacielowi patelnię z rąk. – Otwórzcie wszędzie okna!
Chłopcy wykonali polecenie i zanim wstali rodzice i
reszta rodzeństwa w domu ponownie pachniało i wszystko było widoczne. Riker od
nowa zrobił ciasto na naleśniki, doprowadził przypaloną patelnię do ładu i
sprzątnął w kuchni.
Rodzinka zasiadła do
śniadania, a wtedy Rik i Ross zaczęli wcielać plan w życie.
- Mammy, bo dostałem
zaproszenie na taki fajny bankiet charytatywny i bardzo chciałbym iść – odezwał
się nieśmiało.
- Sam? – zapytał zaskoczony
Mark.
- Jeśli chodzi o
rodzinę to tak, bo tylko ja dostałem zaproszenie. Proszę, mogę iść? – zrobił minę
zbitego szczeniaczka.
- Twoje maślane oczka
na nas nie działają. Nie, nie możesz iść.
- Dlaczego nie może? –
zapytał „zdziwiony” Riker. – Ja uważam, że to świetny pomysł. Pomoże rozsławić
CHARYTATYWNE przyjęcie. To będzie dobrze o nim świadczyć i w ogóle o całym
zespole, prawda? Na waszym miejscu pozwoliłbym mu iść.
- Kto to organizuje?
- Właściciele hoteli –
wyjaśniał dalej. – Może dzięki temu będziemy mieli jakieś zniżki, gdy będziemy
w Nowym Jorku, czy coś?
Stormie i Mark myśleli, Rossowi wydawało się, ze trwa to
całą wieczność. Gdy rodzice przeszli do salonu na „naradę”, spojrzał pytająco
na Rikera.
- Tylko tyle?
- No co? Przecież
powiedziałem to, co chciałeś.
- Ej, czy my o czymś
nie wiemy? – zapytał Rocky przyglądając się braciom.
- Ross poprosił mnie,
żebym przekonał rodziców.
- No ale ty ich nie
przekonałeś! – krzyknął, ale szeptem.
- O co chcesz się
założyć? – Riker miał pewną siebie minę. – Gwarantuję ci, że zaraz przyjdą i
powiedzą, że możesz iść.
Blondynek nie bardzo w to wierzył, ale faktycznie po
chwili pojawili się rodzice. Oznajmili, że chłopak może pójść na przyjęcie pod
warunkiem, że Riker go zawiezie i odbierze. Czas miał do 2200.
Uszczęśliwiony Rossy przytulił i podziękował rodzicom, a kiedy było już po
śniadaniu i wszyscy byli w swoich pokojach, postanowił podziękować bratu.
Wszedł ostrożnie do królestwa najstarszego. Siedział on na łóżku i czytał „Intruza”.
- Dziękuję – wskoczył na
łóżko, przerywając bratu czytanie.
- Nie ma za co, tylko
bądź grzeczny. Mamy dziś wolne, jest już dwudziesty ósmy, więc może zbieramy
rodzinkę i jedziemy na plażę?
- Głupie pytanie.
Bracia krzyknęli na cały dom wiadomość i po dziesięciu
minutach już jechali samochodem Rikera.
Po przeczytaniu notki od razu zajrzałam do komentarzy do poprzedniego posta. mój komentarz był jednym z ostatnich. JeeeJ! Taniec szczęścia! :D
OdpowiedzUsuńAnkiete to mam już załatwioną. Awww Rikuś ♥
A i nie ważne jakie będą wyniki masz dalej pisać (najwięcej) o Rikerze. W przeciwnym razie w nocy nawiedzi cię Angel Kruger :)
A rozdział... Wyraża więcej niż tysiąc słów ;*
Awwww... Jesteś wspaniała, kochana i cudowna, ale zaczynam się bać xD
OdpowiedzUsuńOj, masz czego...
OdpowiedzUsuńNaoglądałam się Freddyego Krugera i mam teraz instynkt zabujcy xD
Mamo, ta pani mi grozi!!! xD
UsuńJa? O.O
UsuńNie....
Rozdział boski!!!!!! Dawaj szybko nexta :*
OdpowiedzUsuńJuż jest skończony, ale poczekam sobie na większą ilość komentarzy :P
UsuńSuper, ekstra, bomba rozdział :D
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nexta ;*
~♥Diamencik♥
Dziękuję <3
UsuńGenialny :*
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Black Angel, że masz dalej pisać najwięcej o Rikerze <3
Rozdział fajny jak zawsze. Czekam na next
OdpowiedzUsuń... <3
OdpowiedzUsuń