Gdy
tylko zadzwonił dzwonek, Rebeka wybiegła ze szkoły. Rzuciła się blondynowi na
szyję i czule pocałowała.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo za tym tęskniłam.
Zamiast odpowiedzi otrzymała milion pocałunków.
- Dobra, starczy, bo dzieci patrzą – Rocky delikatnie odciągnął brata.
- Jakie dzieci? Przecież to liceum – Ross rozglądał się po przechodzących obok uczniach.
- Ciebie miałem na myśli, blondi – brunet uśmiechnął się złośliwie, za co oberwał lekko w głowę od Rika.
Cała siódemka „zapakowała się” do ogromnego, czarnego vana i pojechała do mieszkania dziewczyny. W drodze chłopcy pragnąc wzbudzić jej ciekawość powiedzieli, że mają niespodziankę. Rydel chciała zlitować się nad przyjaciółką i powiedzieć, po co tak naprawdę przyjechali, ale w ostatniej chwili Ellington zakrył jej usta.
Przed samymi drzwiami znikły uśmiechy. „Okej, teraz najtrudniejsza część. Po prostu tam wejdź i powiedz, że zabierasz swoją dziewczynę na święta w góry. No i ich przy okazji też. Ugh!”
Ryland był tu po raz pierwszy; właściwie nie tylko w tym konkretnym mieszkaniu. Rozglądał się po pomieszczeniach i próbował zrozumieć, jak można pomieścić się w tak małej przestrzeni. Jego pokój (i Rossa) był nieco większy od połowy całego mieszkania. Przedpokój był długi i pusty. Blade, morelowe ściany, jedna jedyna mała szafa. Zero obrazów, luster czy toaletek. Z pomieszczenia po lewej wyszła kobieta. Wysoka o jasnej karnacji i blond włosach upiętych w ciasny kok. Ubrana była w szarą spódnicę do kolan i elegancką, białą bluzkę. Wyglądała jak dużo starsza wersja Rebeki. Jej piwne oczy patrzyły na nich z wściekłością. RyRy najchętniej oddaliłby się, ale jego rodzeństwo nie wyglądało na skrępowane. Weszli do salonu. Pokój był pomalowany na pistacjowy kolor, a wszystkie dodatki były białe, jedynie wyróżniał się czarny telewizor. Ross i Rocky wygodnie rozłożyli się na skórzanej kanapie, Ratliff usiadł na fotelu, a Delly usiadła mu na kolana. Ryland nieśmiało zajął miejsce na brzegu kanapy. Natomiast Riker stanął z założonymi na klatce rękoma.
- Miałam nadzieję, że już cię więcej nie zobaczę – syknęła kobieta.
- Niesamowite, bo ja myślałem dokładnie tak samo – odparł sarkastycznie blondyn i przyciągnął do siebie Rebekę obejmując ją w talii. – Anyway, nasi rodzice, czyli Stormie i Mark Lynch zapraszają na święta. Wynajęli dom w górach i wszystko przygotowali. Bardzo chcą poznać moją DZIEWCZYNĘ, no i przy okazji was. Nie przyjmują odmowy.
- Naprawdę?! – pisnęła Bekah. – Proszę, jedźmy – spojrzała błagalnie na rodziców.
- Hmm… Właściwie, dlaczego nie? – powiedział jej ojciec.
- CO?! – wrzasnęła kobieta. - Nie znamy tych ludzi.
- Rany! Ale wy macie problem – Rocky przewrócił oczami. – Sprawa jest taka: My zabieramy Rebekę, a wy róbcie, co chcecie. Jeśli chcecie mieć fajne święta to lećcie z nami, a jak nie to… Świętujcie… tak jak to zwykle robicie. Wylatujemy dzisiaj, więc pakuj się piękna.
Rebeka pobiegła do swojego pokoju, a po chwili dołączyła do niej Rydel. Dziewczyny wybierały, składały i pakowały ubrania do różowej walizki. W tym czasie ojciec dziewczyny namówił swoją żonę, więc oni także zaczęli ekspresowe pakowanie.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo za tym tęskniłam.
Zamiast odpowiedzi otrzymała milion pocałunków.
- Dobra, starczy, bo dzieci patrzą – Rocky delikatnie odciągnął brata.
- Jakie dzieci? Przecież to liceum – Ross rozglądał się po przechodzących obok uczniach.
- Ciebie miałem na myśli, blondi – brunet uśmiechnął się złośliwie, za co oberwał lekko w głowę od Rika.
Cała siódemka „zapakowała się” do ogromnego, czarnego vana i pojechała do mieszkania dziewczyny. W drodze chłopcy pragnąc wzbudzić jej ciekawość powiedzieli, że mają niespodziankę. Rydel chciała zlitować się nad przyjaciółką i powiedzieć, po co tak naprawdę przyjechali, ale w ostatniej chwili Ellington zakrył jej usta.
Przed samymi drzwiami znikły uśmiechy. „Okej, teraz najtrudniejsza część. Po prostu tam wejdź i powiedz, że zabierasz swoją dziewczynę na święta w góry. No i ich przy okazji też. Ugh!”
Ryland był tu po raz pierwszy; właściwie nie tylko w tym konkretnym mieszkaniu. Rozglądał się po pomieszczeniach i próbował zrozumieć, jak można pomieścić się w tak małej przestrzeni. Jego pokój (i Rossa) był nieco większy od połowy całego mieszkania. Przedpokój był długi i pusty. Blade, morelowe ściany, jedna jedyna mała szafa. Zero obrazów, luster czy toaletek. Z pomieszczenia po lewej wyszła kobieta. Wysoka o jasnej karnacji i blond włosach upiętych w ciasny kok. Ubrana była w szarą spódnicę do kolan i elegancką, białą bluzkę. Wyglądała jak dużo starsza wersja Rebeki. Jej piwne oczy patrzyły na nich z wściekłością. RyRy najchętniej oddaliłby się, ale jego rodzeństwo nie wyglądało na skrępowane. Weszli do salonu. Pokój był pomalowany na pistacjowy kolor, a wszystkie dodatki były białe, jedynie wyróżniał się czarny telewizor. Ross i Rocky wygodnie rozłożyli się na skórzanej kanapie, Ratliff usiadł na fotelu, a Delly usiadła mu na kolana. Ryland nieśmiało zajął miejsce na brzegu kanapy. Natomiast Riker stanął z założonymi na klatce rękoma.
- Miałam nadzieję, że już cię więcej nie zobaczę – syknęła kobieta.
- Niesamowite, bo ja myślałem dokładnie tak samo – odparł sarkastycznie blondyn i przyciągnął do siebie Rebekę obejmując ją w talii. – Anyway, nasi rodzice, czyli Stormie i Mark Lynch zapraszają na święta. Wynajęli dom w górach i wszystko przygotowali. Bardzo chcą poznać moją DZIEWCZYNĘ, no i przy okazji was. Nie przyjmują odmowy.
- Naprawdę?! – pisnęła Bekah. – Proszę, jedźmy – spojrzała błagalnie na rodziców.
- Hmm… Właściwie, dlaczego nie? – powiedział jej ojciec.
- CO?! – wrzasnęła kobieta. - Nie znamy tych ludzi.
- Rany! Ale wy macie problem – Rocky przewrócił oczami. – Sprawa jest taka: My zabieramy Rebekę, a wy róbcie, co chcecie. Jeśli chcecie mieć fajne święta to lećcie z nami, a jak nie to… Świętujcie… tak jak to zwykle robicie. Wylatujemy dzisiaj, więc pakuj się piękna.
Rebeka pobiegła do swojego pokoju, a po chwili dołączyła do niej Rydel. Dziewczyny wybierały, składały i pakowały ubrania do różowej walizki. W tym czasie ojciec dziewczyny namówił swoją żonę, więc oni także zaczęli ekspresowe pakowanie.
***
metrów nad poziomem morza, więc widok był niesamowity. Dom wyglądał na
bardzo duży. Wszystko było pięknie ozdobione mrugającymi lampeczkami. R5 szybko
wniosło walizki oraz resztę pakunków do środka, a rodzice Rebeki jeszcze chwilę
zostali na zewnątrz. Nie było jako takiego hallu. Rozebrali się i weszli dalej.
Na początku w oczy rzucała się trzymetrowa choinka.
Lot
nie zajął wiele czasu. Wieczorem wszyscy byli w Zakopanem. Stamtąd odebrał ich
bus, którym dojechali pod wynajmowany dom. Budynek znajdował się na górze,
tysiąc
Gęste drzewko udekorowane było złocistymi łańcuchami, bombkami w kolorach tęczy, figurkami w kształcie żołnierzyków i aniołków, lampki mieniły się złotem. Pod nią już piętrzyły się prezenty. Choinka stała obok dużego kominka, w którym wesoło tańczył ogień. Przed kominkiem stały dwa fotele oraz pięcioosobowa kanapa nakryta kocem z reniferami. Przed nią stał stolik.
Wszyscy rozglądali się z zachwytem dopóki nie podbiegła do nich Stormie. Porwała dzieci w objęcia.
- Jak dobrze, że już jesteście. Tak się martwiłam, że będzie jakaś śnieżyca i nie dolecicie albo będziecie mieli wypadek albo…
- Ale teraz jesteśmy, mammy – przerwał jej Ross.
- Na całe szczęście. No to gdzie jest ta piękność?
Rebeka nieśmiało podeszła do Stormie z zamiarem przywitania się, ale kobieta mocno ją przytuliła, a następnie pocałowała w czoło.
- Tak się cieszę, że Riker w końcu cię znalazł. Jesteś jego muzą, której przez tyle lat nie widział, a jednak czuł, że gdzieś jest. Nie mów do mnie „pani”, tylko po prostu Stormie - blondynka kiwnęła na znak zgody i uśmiechnęła się. Od pani Lynch emanuje pozytywna energia. Jest taka radosna, optymistyczna i kochana. – Pokażę ci sypialnię, w której będziesz spała z Rikerem.
Kobieta poprowadziła ją do pięknej, czerwonej sypialni. Nie była duża, ale wystarczyła dla dwóch osób. Następnie zeszły na dół, a Stormie wytłumaczyła, gdzie kto ma pokój. Chłopcy roznieśli walizki i wrócili do jadali. A tam czekała na nich niespodzianka.
- Babcia?! – krzyknęli jednocześnie.
- Cześć, moje skarby – przytulała każdego po kolei. – Myśleliście, że spędzicie te święta beze mnie? No, Rik, pochwal się.
- Przedstawiam ci Rebekę, babciu – uśmiechnął się.
- Ależ ty jesteś śliczna! – przyglądała się blondynce. – Już myślałam, że nie dożyję dnia, w którym Rik przedstawi mi narzeczoną. Ale na ślub to mnie zaprosicie, prawda? – spojrzała surowo.
- Jaki ślub?! Babciu, bo ją wystraszysz – zaśmiał się Rocky.
W tym momencie podbiegł do niego mały chłopczyk i objął jego nogi.
- Bauer! – brunet podniósł chłopczyka.
- Tęśkniłem – przytulił się.
Wszyscy po kolei brali kuzyna i witali się z nim, ale chłopcu i tak najbardziej do gustu przypadł Rocky; nie odstępował go na krok. Na święta nie przyjechał tylko Bauer. Do Rikera podeszła brunetka i „uwiesiła” mu się na szyi oraz pocałowała w policzek. Rebeka nie widziała jej twarzy, a do głowy napłynęły jej najgorsze myśli. Wtedy, pierwszy raz poczuła ukłucie zazdrości. Nie chciała robić żadnych scen, ale nie udało jej się ukryć smutku. Usiadła na krześle i nerwowo bawiła się palcami.
Poprosze wiecej takich rozdzialow! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńI jak najszybciej nastepny :* ♥♡♥♡♥
"Takich rozdziałów", to znaczy jakich? Ale tak skromnie powiem, że jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. Jeden z moich najlepszych.
UsuńTakich, żebyś była z nich zadowolona i dobrze Ci się je pisało :)
UsuńNo i przy okazji, żeby były długie xD
Yay, ale super! Aż mi się świąt zachciało! Normalnie awesome! Kurde ja nie umiem pisać motywujących komentarzy....
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity!
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy:)
Buziaki:****
Piszesz bardzo motywujące komentarze :**** Ciąg dalszy prawie gotowy.
UsuńRozdział bomba!!!!! <3 <3 <3 <3 Czekam na next!!!
OdpowiedzUsuń... <3!!!
OdpowiedzUsuń