niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział XLIV


Kiedy ich usta już praktycznie się stykały oboje wybuchli niepohamowanym śmiechem. Rocky wręcz zwijał się na podłodze, a Rebeka ocierała łzy.
- Gra aktorska… hahahaha… Rocky… hahaha… To było mistrzowskie – wydusiła przez śmiech.
- Uczę się od najlepszych – brat spojrzał na mnie znacząco.
Nie wiem, jaką miałem minę, ale po spojrzeniu na mnie znów zaczął „ryczeć” ze śmiechu. Nie ogarnąłem, co się dzieje.
- Skarbie – podeszła do mnie – ty na serio myślałeś, że mogłabym to zrobić? Nie jestem taka, ale myślę, że zrozumiałeś, co to znaczy ‘zazdrość’.
Wpiła się w moje usta i „wmasowała” w nie wiśniową pomadkę.
- Więc to było zaplanowane? – zapytałem, gdy już się ocknąłem.
- Oczywiście. Gdy ty się przebierałeś, Bekah wyjaśniła mi, co mam robić. Ale w sumie to nie powiedziałaś nic o tym stroju.
- Musiał być element zaskoczenia – zachichotała. – Minę miałeś genialną, Geniuszu. Z resztą, obaj mieliście. Idę się przebrać.
„Pogratulowałem” bratu doskonałej gry aktorskiej i udałem się do piwnicy. Nie żebym czegoś tam szukał. Po prostu jest to miejsce „na uboczu”, byłem pewien, że nikt mi nie przeszkodzi, a miałem coś do załatwienia…
*- Cześć, tu Riker.
- O! Riker? Cześć. Czemu dzwonisz?
- Mam do ciebie malutką prośbę…
- Serio? Do mnie?
- Tak. Wiem, że święta to czas, który spędza się z rodziną, ale chcę żebyś… Jakby to ująć? Chcę, żebyś była prezentem. Podesłałbym po ciebie samolot i…
- Prezentem? Niby dla kogo? A poza tym nie zdążyłabym dolecieć do Los Angeles.
- Nie jesteśmy w Los Angeles. Jesteśmy w Polsce, koło miasta Za… Eeee… Trudna nazwa. W górach, pilot wiedziałby gdzie lecieć. Wiem, jak to brzmi i najlepiej wyobraź sobie, że klęczę na kolanach i błagam, żebyś się zgodziła i pospiesz się z decyzją, bo jestem w piwnicy i widzę wielgachnego pająka, a ja panicznie boję się pająków! – mówiłem szybko, a w słuchawce panowała cisza. – Jesteś?
- Jestem. Myślę.
- Fuuuu!
- Co?!
- Pająk!
- Okay, przylecę! Na ile dni?
- Nie wiem, uciekam stąd!
- Riker!
- Tydzień!*
Prezenty materialne są nudne, chodź w sumie taki prezent można mieć… Nie ważne. Ważne, że się udało. Poinformowałem pilotów, ale zrobiłem to na dworze, ponieważ wolę marznąć niż stawać oko w oko z pająkiem. Tak! Pająki są złe i obrzydliwe!

#
Rydellington bawiło się na lodowisku wraz z Bauerem. Chłopczyk uparł się, że chce jeździć na łyżwach, więc para na zmianę podtrzymywała go na lodzie. Bawili się doskonale, lecz zimno dawało się we znaki. Po godzinie wrócili do domu, a tam na Ellingtona czekała niespodzianka.
- Mamo?! Yay! Przyjechaliście! – podbiegł do rodzicieli i mocno ją przytulił. – A gdzie tata?
- Przyjechaliśmy dosłownie trzy minuty temu, tata zaniósł walizki do pokoju. Witaj Delly – pocałowała dziewczynę w policzek. – Chodź, bo Wigilia już jutro i trzeba przygotować potrawy, a wiem, że w kuchni zawsze można na ciebie liczyć.
- Hallo?! A ja? Też jestem świetny w gotowaniu – Ell machał rękoma.
- To takie damskie sprawy – odparła Cheryl.
Ratliff zrobił zdziwioną minę, ale z drugiej strony wolał pobyć z przyjacielem.
- Rocky!
- Jestem! – brunet podbiegł do niego. – Co jest?
- Zróbmy coś szalonego – potarł dłonie ze złośliwym uśmieszkiem.
- Czyli coś „rockiliffowego”? Podoba mi się. Wyznaczmy ofiarę.
- Dziewczyny w kuchni. Bo one nie doceniają mojego geniuszu kulinarnego.
- Twoja Pink Princess też?
- Kocham ją i w ogóle, ale nie byłbym sobą bez ciebie i zabawny. Delly się nie obrazi.
Bruneci uśmiechnęli się złowieszczo i udali do pokoju w celu obmyślenia dalszych planów. A do „ekipy” w kuchni dołączyła Rebeka. Ponieważ znajdowali się w Polsce, Stormie poprosiła ją, by przygotowała jakąś typowo polska potrawę. Rydel i Lori zaoferowały swoją pomoc, bo dziewczyna zdecydowała się na zrobienie pierogów. Z początku nie wiedziała, jak wyjaśnić, co to jest, więc sama zajęła się zrobieniem ciasta. Babcia Lynchów, Cheryl i Stormie zostawiły nastolatki, a same udały się do miasta, bo dodatkowe zakupy. Wszystko szło wspaniale do czasu, kiedy do kuchni wpadli bruneci.
- Co tam, laski? – zagadnął Rocky.
- Czego tu szukacie?
- Co tak agresywnie, siostrzyczko?
- Jeśli wy dwaj pojawiacie się w jednym pomieszczeniu, to znak, że będą kłopoty. Wynocha!
Rockliff nie byłby sobą, gdyby posłuchał prośby… A raczej rozkazu. Chłopcy zaczęli maczać palce w sosach i „degustować” wszystko po kolei.
- Rocky, przysięgam, że jeśli zaraz stąd nie pójdziesz to rozbiję ci jajko na głowie – ostrzegła Rebeka stanowczym głosem.
- A ty masz jajko w dekolcie – uśmiechnął się.
- Nie mam.
- Serio?
Rocky chwycił pierwsze jajko, jakie miał pod ręką, zgniótł w dłoniach, a zawartość wlał za bluzkę Rebeki, która nie zdążyła mu uciec.
- Aaaaa! Fuj, fuj, fuj!!! – piszczała wściekła próbując złapać jajko, które ściekło po jej dekolcie i teraz czuła je w okolicach pępka.
Nim pobiegła do łazienki grożąc, że zabije przyjaciela, rzuciła mu mąką w oczy. Po drodze minęła zaskoczonego Rika. Gdy ten wszedł do kuchni zastał piekło. Bruneci obsypali dziewczyny mąką i ochlapali mlekiem.
- Co tu się dzieje?!
- Bawimy się!
Rocky rzucił w brata jajkiem, które rozbiło się na jego torsie i aktualnie ściekało po pięknej błękitnej koszuli. Riker zamknął oczy, w myślach policzył do dziesięciu, po czym nabrał w rękę jagodową konfiturę i wtarł bratu w twarz oraz włosy. Był poważny, ale kiedy zobaczył niebiesko-fioletową twarz jak u kosmity wybuchł śmiechem.

Tymczasem Rydellington…
- Ratliff, mam wałek do ciasta i nie zawaham się go użyć – Rydel wycofała się najdalej jak mogła aż w końcu zderzyła się z szafkami.
- Nie myślałaś nad zmianą koloru włosów? Na przykład zamiast platynowego blondu… czekoladowy brąz? I to dosłownie – uśmiechnął się szeroko.
Złapał za rondelek, w którym znajdowała się rozpuszczona czekolada i wylał ją na głowę swojej dziewczyny. Rydel wciągnęła głośno powietrze czując jak płyn ścieka po jej pięknych włosach, twarzy no i ubraniach. Miała zamiar serio uderzyć Ellingtona wałkiem, ale powstrzymała się i ostatecznie parsknęła śmiechem.
- O Boże!
Reakcja Marka była bezcenna. Na widok pobojowiska opadły mu ręce. Na podłodze były jajka, mąka, mleko, konfitury, czekolada, a nawet farsz grzybowy. Na szafkach odznaczały się białe dłonie. Nastolatkowie nie wyglądali lepiej. Z Rydel kapała czekolada zmieszana z mąką, Rocky był fioletowo-biały, Lori mokra od mleka, Ellington kichał, ponieważ miał twarz w mące. Riker miał jedynie poplamioną koszulę.
- Także ten… - zaczął najstarszy.
- Kto zaczął? Rocky czy Raliff? – zapytał surowo ojciec.
- Czemu zaraz wszystko na nas?! To Rebeka zaczęła!
- Jak to? – zdziwił się chłopak dziewczyny.
- Powiedziała, że jak nie wyjdę to rozbije mi jajko na głowie, więc byłem pierwszy i wlałem jej jajko za bluzkę. A potem ona sypnęła we mnie mąką, no a potem to już jakoś tak… Samo się stało – wzruszył ramionami.
- Ha ha! I teraz nie przyjdzie do ciebie Mikołaj – Delly uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Zdradzę ci sekret, Dells. Mikołaj nie istnieje – Rocky popatrzył na nią z udawaną powagą. – Tylko nie mów Ro…
- CO?! – Ross i Ryland wychylili się zza Marka. – Jak to Święty Mikołaj nie istnieje? – dolna warga blondyna zaczęła drżeć.
- No i co zrobiłaś?! – gitarzysta popatrzył z wyrzutem na siostrę. – Przecież miałaś mu nie mówić!
- Ja?! To ty się drzesz na cały dom! Zaraz lawinę wywołasz!
- Teraz to ty się drzesz!
- Zamknijcie się oboje! – wrzasnął Rik. – A ty nie udawaj, bo powiedziałem ci, że Mikołaj nie istnieje już jakieś dziesięć lat temu.
W pomieszczeniu zjawiła się Rebeka i krzyknęła z przerażeniem.
- Rocky, co ty masz na twarzy? – zapytała łamiącym się głosem. – Czy to są jagodowe konfitury i… Na podłodze jest mój farsz?!
Wściekła wygoniła wszystkich z kuchni i zajęła się sprzątaniem. Ross uparł się, by jej pomóc, jednak dziewczyna nie okazywała mu sympatii. Czepiała się o wszystko.
- Weź przestań się na mnie wyżywać – w końcu nie wytrzymał. - To Rocky wylał ci jajko na … no…eee… Nie ja!
- Nie wyżywam się na tobie! Jestem wkurzona, bo się napracowałam nad farszem i na dodatek nie zostało nic z moich ulubionych konfitur! – nagle przestała i zastanowiła się nad swoim zachowaniem. – Przepraszam – wydukała. – Nie powinnam cię o to obwiniać.
- Wybaczam – przytulił ją. – I patrz, kuchnia już lśni.
Faktycznie, kuchnia była czystsza niż na początku. Rossy zaoferował, że pójdzie do piwnicy i poszuka innych konfitur, na co blondynka ochoczo się zgodziła. Sama przystąpiła do ponownego robienia grzybowego farszu. Kiedy wróciły przyjaciółki zabrały się na lepienie pierogów. Dziewczyny szybko załapały jak należy to robić, więc praca szła w najlepsze. W między czasie Ross doniósł ostatni słoik jagodowych konfitur, jaki znalazł. Nim wróciły kobiety pierogi były gotowe. Tak samo jak czekoladowe ciasto. Zdecydowano nic nie mówić o incydencie w kuchni.

***
- Jestem głodny – narzekał blondynek wybijając palcami rytm na stole w jadalni.
- Masz, ty mój mały głodomorze – Stormie postawiła przed synem talerz z kanapkami. – Riker, może ty też coś zjesz?
- Nie, nie jestem głodny – drugi blondyn zamyślony wyglądał przez okno.
- Dobrze się czujesz? – mama podeszła do niego i zapytała szeptem.
- Jest strasznie blady – wtrąciła babcia. – Może ty jesteś chory? – zaczęła dłonią dotykać jego czoła, próbując wyczuć, czy ma gorączkę.
- Babciu, nie jestem chory – tłumaczył ze znużeniem.
- Zaraz zrobię ci do jedzonka coś dobrego.
- Ale ja nie jestem głodny, babciu.
- Na pewno jesteś. Za mało jesz, kochany. Spójrz, jaki ty jesteś chudziutki!
Podreptała do kuchni i zaczęła wyciągać potrzebne naczynia. Do jadalni weszła Rebeka, która przed chwilą wraz z Lori zapakowała do pudełka pierogi.
- Stało się coś, że tak przyglądacie się Rikerowi? – zapytała zdziwiona.
- Jest strasznie blady – odparła Stormie świdrując syna wzrokiem.
- A ja myślałam, że Riker ma po prostu taką urodę.
- Dziękuję! – chłopak wyrzucił ręce do góry. – Wreszcie ktoś mnie rozumie.
- Jest zmęczony lataniem samolotami – Bekah uspakajała Stormie aż wreszcie kobieta odpuściła.
Para posiedziała chwilę w jadalni przytulając się i co chwila obdarowując pocałunkami. Słowa nie były im potrzebne. Ross nie mogąc znieść „migdalenia” się brata i przyjaciółki przeszedł do salonu i wraz z Rylandem oglądał telewizję.
Rocky i Ratliff dostali karę i do końca dnia mieli siedzieć w oddzielnych pokojach bez telefonów czy komputerów, więc w domu panowała idealna cisza. Przerwał ją nieoczekiwany dzwonek do drzwi…
- To do mnie! – Riker wyrwał się do drzwi i szybko je otworzył. – Dziękuję, że się zgodziłaś. Zapraszam…
                    
Kogo wezwał Riker? Domyślacie się?

15 komentarzy:

  1. Super!! Do kogo rik. Dzwonił?? Nie mogę się nexta doczekac

    OdpowiedzUsuń
  2. do kkogo dzwonił Rik

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham - Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  4. Wygląd bloga jest świetny. Bardzo lubię czytać twojego bloga. Będę płakać jeżeli go zakończysz. Kocham Ribeke oni pasują do siebie jak puzzle. Czekam na kolejny rozdział. Chcę żebyś wiedziała, że twój blog to normalnie moje życia KOCHAM <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że Rik dzwonił po Angelikę

    OdpowiedzUsuń
  6. super rodział. czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest 10 komow. To kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha A czemu tyle z anonima? Zaraz się zabiorę, mam już początek. Jeszcze jeden rozdział i... Wigilia :D

      Usuń
  8. Super rozdział :) Czekam na next.
    Pozdrawiam :*

    ~ Wera

    OdpowiedzUsuń
  9. Super!!!!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super rozdział! Kurdę, z kim rozmawiał Rik? o_O podejrzane.... :D Rozdział jak zwykle niezemski<33 Przepraszam za tę obsuwę z komami, ale brak czasu :c Czekam na next ;*

    Ps. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły u mnie w zakładce 'Liebster Blog Award' :)

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ