wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział XLVI

Rozdział dedykuję wszystkim moim wspaniałym czytelniczkom, które komentują, wywołując uśmiech na mojej twarzy. Bez Was nie dałabym rady :*****

Wreszcie nastał ten cudowny dzień. Wigilia! Kiedy się obudziłam było jeszcze dość wcześnie, dopiero ósma. Riker leżał obok mnie. Jego ręka spoczywała na moim brzuchu, głowę wtulił w moje jasne włosy, które rozsypały się na czerwonych poduszkach. Wyglądał tak słodko, że ledwo powstrzymałam się od głośnego „awwwww”. Pogłaskałam go delikatnie po policzku i spróbowałam uwolnić się spod ciężaru ręki. Nie wiem, jak wytrwałam przez noc, skoro teraz brakowało mi już powietrza. Podniosłam ją lekko i jak najszybciej położyłam na poduszce. Przecież nie wygląda na taką ciężką, a jednak jest!
Wyskoczyłam z ciepłego łóżeczka - właściwie to łóżko jest zimne, Riker jest gorący (w każdym tego słowa znaczeniu). Nie kłopotałam się ze znalezieniem kapci, zeszłam do kuchni boso. Wyciągnęłam mleko, podgrzałam je i wsypałam kakao. Powędrowałam do salonu i wygodnie rozsiadłam się na kanapie. Wpatrywałam się w choinkę i rozmyślałam. O czym? Sama nie wiem. Myślałam o tym, ile wydarzyło się w tym roku. Pierwsze cztery miesiące to była intensywna nauka i nic więcej. Potem nadszedł maj, a wraz z nim… wielkie zmiany w moim życiu. Poznałam mojego ukochanego chłopaka Rikera oraz najwspanialszy zespół na świecie, moich idoli. Spędziłam z nimi zwariowane chwile i bardzo się z nimi zżyłam. Zorganizowałam świetny festyn, na którym zagrało R5. Raz na zawsze pozbyłam się Igora i Nikodema, a to dzięki Rocky’emu oraz Rydel. Poszłam do wymarzonej szkoły, łamiąc twarde zasady rodziców. A teraz jestem TU. W domku, w Tatrach. Za kilka godzin wszyscy usiądziemy do świątecznego stołu, będziemy rozmawiać, śmiać się, a później otworzymy prezenty. Niby znam R5, ale z prezentami zawsze jest problem. Oni po prostu już wszystko mają. Kiedy pytam Rika, co chciałby dostać na święta on zawsze zaczyna śpiewać Wishlist. Uh, faceci!
Siedziałam sobie spokojnie, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś wydziera się na cały dom.
- Last Christmas I gave you my heart, but the very next day you gave it away…
Oczywiście nie śpiewał nikt inny jak Rossy. Wparował do salonu ze szczotką do zmiatania kręcąc piruety. Miał na sobie różowe bokserki i białą koszulkę z różowym napisem „I love R5Family”. Chyba się trochę speszył, gdy mnie zobaczył. Na jego blade policzki wkradły się rumieńce.
- Yyymm… No, ten… Myślałem, że wszyscy śpią – wydukał w końcu.
- Jak widzisz, nie wszyscy – zachichotałam. – Co ci odbiło?
- Chciałem was obudzić – wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. – Nie słyszałaś jak zszedłem do kuchni po szczotkę?
- Zamyśliłam się. Mogę mieć do ciebie pytanko?
- Nie możesz.
- No to zapytam. Jak tam Angelika? – zaczęłam świdrować go wzrokiem.
- Nijak – nagle uśmiech zniknął z jego buźki. – Między nami niczego nie ma.
- A było?
- To już jest drugie pytanie, a pierwszego to nawet nie pozwoliłem ci zadać. Czemu wy wszyscy próbujecie połączyć mnie „miłością wieczną” z Angeliką?! Fakt, gdy ją poznałem to mi się spodobała, ale ja już mam siedemnaście lat, a ona…
- Nie masz siedemnastu – przerwałam mu zdziwiona.
- Cicho siedź. Mam urodziny za pięć dni. Chyba nie zapomniałaś, co? – spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Oczywiście, że nie. Dobra, mów dalej.
- No więc… Ona jest dla mnie za młoda i mieszka zbyt daleko. Choćbym chciał to nie mógłbym przylatywać nawet na weekendy. I jeszcze zespół. Za łatwo się zakochuję, a potem zapominam o wszystkim, bo myślę tylko o dziewczynie. Tak jest łatwiej – teraz rzeczywiście posmutniał, więc przytuliłam go. – Chcę mieć dziewczynę, ale w Los Angeles.
- Nie wierzę, że taki przystojniak, jak ty nie potrafi znaleźć sobie dziewczyny. Przecież możesz mieć każdą, jesteś Ross Lynch. Może napisz ogłoszenie na Twitterze? Wiesz, „szukam dziewczyny”. Efekt będzie niesamowity.
Udało mi się go trochę pocieszyć. Z jednej strony wiem, że postępował dobrze, bo zespół jest ważniejszy, ale jednak patrzenie na smutnego Rossa nie jest fajne. W tamtej chwili wyglądał jak zbity szczeniaczek o wielgachnych, brązowych oczkach. Te „hypnotizing” oczy to jedna z wielu cech, które kocham u Lynchów i Ratliffa.
Nim wszyscy wstali i ogarnęli się minęło jeszcze trochę czasu. Moi rodzice odkąd przyjechaliśmy uczestniczyli tylko w posiłkach; resztę dnia przesiadywali w pokoju. To było dziwne i nieco wstydziłam się za nich. Lynchowie i Ratliffowie to przesympatyczni ludzie, którzy bardzo chcieli poznać moich rodziców bliżej. Ci jednak postanowili zostać pustelnikami, eh…
Stormie poprosiła mnie o pomoc w kuchni, na co ochoczo się zgodziłam. Do uroczystej kolacji mieliśmy usiąść koło siedemnastej, a było po dziesiątej. Ten czas miałyśmy poświęcić na dokończenie dań. W tej rodzinie nie ma tradycji dwunastu potraw. Piekłyśmy, gotowałyśmy, smażyłyśmy, mieszałyśmy i dekorowałyśmy. Mark pilnował, by Rockliff nie wpadł do kuchni i nie zrzucił bomby, jak ostatnio. Do piętnastej wyrobiłyśmy się ze wszystkim i zarządziłyśmy małą przerwę.
Ja, Rydel i Lori siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy film, który znam na pamięć, czyli „Kevin sam w domu”. Właściwie to dołączyłyśmy się do chłopaków, którzy nie znali tego filmu. Minęło może pół godziny, gdy przyszła pani Lynch.
- Chcę poprosić o ostatnią rzecz – oznajmiła. – Trzeba upiec ciasteczka. Nie zrobiłam tego wcześniej, ponieważ nie zostałoby nic do Wigilii – znacząco spojrzała na Rocky’ego i Ella, którzy uśmiechnęli się niewinnie. – Ktoś chętny do pieczenia?
- Ja! – krzyknęliśmy z Rossem równocześnie.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Chłopak, który chce upiec świąteczne ciasteczka? Niecodzienny widok.
- Ja upiekę – podniósł się z kanapy.
- Nie, siedź. Ja pójdę – teraz ja też wstałam.
- Jestem lepszy.
- Słucham? – tym mnie zaskoczył. Robię pyszne ciasteczka. – Na pewno robię lepsze – wszyscy obecni przyglądali się naszej rozmowie, a ich głowy przekręcały się, jakby patrzyli na piłeczkę pingpongową.
- Jaaasne – zaśmiał się. – Mam świetny przepis. Jestem mistrzem ciasteczek.
- Myślę, że mam lepszy przepis i więcej doświadczenia. Siedź i oglądaj film, a ja zrobię ciasteczka – chciałam iść do kuchni, ale chwycił mnie za ramię.
- Słuchaj, dziewczynko. Teraz już nie żartuję. JA zrobię ciasteczka.
- Niby dlaczego?! – oburzyłam się.
Zaczęliśmy się kłócić i przekomarzać. Żadne z nas nie chciało ustąpić aż zareagował Rocky.
- A nie możecie oboje upiec? Niech każdy zrobi swoje, a my ocenimy, które są lepsze.
- Ty to tylko o jedzeniu, żarłoku! – krzyknął Ross.
- Dobra, Ross. Pozwól Rebece zrobić ciastka – Rik był już znudzony.
- To nie fair! Bierzesz jej stronę, bo jest twoją dziewczyną. To zawsze ja robię świąteczne ciasteczka.
- Może Rocky ma rację? W sumie im więcej tym lepiej.
Spojrzeliśmy na niego z wyrzutem. Przekręcił oczami i zaproponował, żebyśmy powiedzieli nasze przepisy, a „eksperci”, czyli Rockliff ocenią, który brzmi lepiej. Zaczął Ross. Dość szybko zorientowałam się, że korzystamy z dokładnie tego samego przepisu. Zgodnie ruszyliśmy do kuchni i ostatecznie ciasteczka robiliśmy razem.
***
Okryłyśmy długaśny stół białym obrusem, rozłożyłyśmy talerze, sztućce, szklanki oraz serwetki. Dodatkowo ozdobiłyśmy go świeczkami i iglastymi gałązkami. Wyglądał wspaniale! Zaczęłyśmy ustawiać kolejne potrawy.
Przez te kilka dni zaprzyjaźniłam się z Lori. Fakt, na początku byłam zazdrosna o jej kontakty z Lynchami, ale przecież jest ich kuzynką. Poza tym to przesympatyczna dziewczyna.
Do szesnastej wszystko było przygotowane… Oprócz nas! Rydel pierwsza wyrwała się do pokoju. Nie dziwię się, przecież zajmie jej to mnóstwo czasu.
Przez moment zastanawiałam się, czy nie założyć stroju pani mikołajowej, ale rozmyśliłam się. Wydawał mi się zbyt wulgarny. Zdecydowałam się na błękitną sukienkę z białą falbanką i bez ramiączek. Włosy upięłam w koka, tak by ani jeden kosmyk nie wystawał. Usta zwilżyłam malinową pomadką. Nie nakładłam żadnego makijażu. Nie był mi potrzebny. Gdy przeglądałam się w lustrze, do pokoju wszedł Riker. Uśmiechnął się na mój widok i zaczął przeszukiwać swoją walizkę.
- Myślisz, że będzie pasować? – wskazał na koszulę, którą wyciągnął.
- Do czego? – zdziwiłam się.
- Do twojej sukienki.
Koszula była niebieska z kieszonkami i krótkim rękawem. Do tego założył czarny krawat i zwykłe jeansy. Jak zwykle wyglądał bosko! Ale, czy on może wyglądać nie-bosko?

#
Angelika zapukała do drzwi pokoju, w którym aktualnie zamieszkiwał Ross z Rylandem. Miała wrażenie, że Ross jest dla niej… Nie był niemiły, tylko taki nieobecny. Traktował ją jak powietrze. Chciała z nim porozmawiać i ewentualnie wyjaśnić jego zachowanie. W momencie, kiedy zastukała miała wątpliwości, czy chce znać prawdę, ale było za późno. Otworzył jej brunet i z uśmiechem zaprosił do pokoju. Ross właśnie narzucał czerwoną koszulę w kratę. Miał już na sobie czarne rurki oraz czerwoną koszulkę, która opięła się na jego umięśnionym ciele.
- Cześć – rzucił, lecz czuć było, że tylko dla przyzwoitości.
- Hej. Chciałam z tobą pogadać – powiedziała nieśmiało.
- To mów – znów ten lekceważący ton.
Angelika spojrzała na RyRy, który i tak nie przysłuchiwał się ich rozmowie. Zamiast tego układał ubrania, które najwyraźniej wcześniej wyrzucił z półki. Widząc jej wzrok westchnął i wyszedł z pokoju.
- Czemu mnie olewasz?
- Nie olewam – nie patrzył na nią. Był odwrócony tyłem i udawał, że sprząta rozrzucone dookoła ubrania.
- No przecież widzę. Jesteś zły? Zrobiłam coś? Mam nadzieję, że nie obraziłeś się, bo nie chciałam z tobą chodzić.
Prychnął pogardliwie. Zrób to, mówił sobie. Złam jej serce.
- Myślisz, że ten pocałunek coś dla mnie znaczył? Masz ładną buzię i tyle. Prawda jest taka, że miałem ochotę na flirt i migdalenie się. To był zwykły impuls, który nic nie znaczy. Między nami niczego nie było, nie ma i nie będzie. Jesteś dziewczynką, która ledwo opuściła przedszkole, a ja szukam poważnej dziewczyny. Nie wiem, kto cię tu zaprosił, domyślam się, że Bekah. Tylko ze względu na szacunek do niej nie odprawię cię do domu. Możesz już iść, jestem zajęty.
Brunetce napłynęły łzy do oczu. Pierwszy raz usłyszała takie słowa i to w dodatku od swojego idola. Była jego zabawką na kilka dni; to zabolało najbardziej. Wybiegła z pokoju powstrzymując łzy. Nie chciała rozmazać delikatnego makijażu.
Tymczasem Ross opadł na łóżko i wpatrywał się w sufit, myśląc o tym, co właśnie zrobił.
- Już po wszystkim – Ellington, który pojawił się nie wiadomo skąd, usiadł obok niego. – Dobrze zrobiłeś.
- To boli.
- Wiem.
- Nienawidzi mnie.
- Przejdzie jej. Potraktowałeś ją chamsko, ale nadal jesteś supergwiazdą, na widok której dziewczyny mdleją.
- Głupia różnica wieku i odległość.
- To nie to, Ross. Między Rikerem a Rebeką też jest spora różnica i praktycznie ta sama odległość. Chodź, jak teraz o tym myślę, to wiek i tak ma znaczenie. Angelika jest po prostu dzieckiem i nie rozumie powagi sytuacji. A ty… Sam wiesz, że jesteś romantykiem. Skype by ci nie wystarczył. Ale nie myśl już o tym. Jest Wigilia, ciesz się! 
Brunet poklepał go krzepiąco po ramieniu i wyszedł. Jak ja cię kocham, Ell. Czasem jesteś lepszy niż Riker i te jego kazania na temat odpowiedzialności za R5.

***
- Wszystkie telefony wkładamy tu.
Mark stał z kartonowym pudełkiem wyciągniętym w naszą stronę. Riker pokręcił ze śmiechem głową i włożył telefon. W jego ślady poszłyśmy my – Rydel, Lori oraz ja no i Ratliff. Najbardziej opierali się Rocky i Ross.
- A jak ktoś ważny zadzwoni? – dopytywali.
- Jest Wigilia. Nikt nie będzie dzwonił. Oddawać te telefony.
Chłopcy westchnęli ze zrezygnowaniem i wrzucili iPhony do pudełka, które ich tata odstawił na szafkę obok.
Tradycyjnie rozpoczęliśmy modlitwą oraz dzieleniem się opłatkiem. Od każdego usłyszałam mniej więcej te same życzenia, czyli abym zawsze była szczęśliwa z Riker. Domyślam się, że mój chłopak słyszał to samo, a dodatkowo życzono mu sukcesów.
Wreszcie zasiedliśmy do stołu i rozpoczęliśmy jedzenie. Dań była cała masa, więc nie sposób było spróbować wszystkich. Dorośli zajęli się rozmowami między sobą. Siedziałam między Rikerem a Rocky’m.
- Zobaczymy, o co było tyle krzyku – brunet sięgnął po pierogi z jagodową konfiturą.
Już miał przekroić jednego, kiedy zorientowałam się, że pierogi z jagodami są jak mini bomby, które wybuchają i nie sposób odprać plam. 
- Czekaj! – chwyciłam go za rękę, która zawisła nad talerzem. – Delikatnie. Najpierw go ostrożnie przebij.
Zdziwiony wykonał moje polecenie. Miałam rację. Na talerz wylał się niebiesko-fioletowy sok. Wszyscy zwrócili na to uwagę i postępowali podobnie jak Rocky. Zmartwiło mnie, kiedy Rik nie próbował potrawy, którą przyrządziłam, ale przypomniałam sobie, że on nienawidzi grzybów. Chyba zorientował się, o czym myślę po mojej minie, więc zapewnił, że jagodowych spróbuje potem. Kosztowałam potraw, których nie znałam i muszę przyznać, że wszystkie smakowały wspaniale.
Rozmawialiśmy sobie na temat drużyn futbolowych (mało ciekawy temat), kiedy rozbrzmiała piosenka Not a love song, czyli telefon Rossa. Blondynek poderwał się z siedzenia, ale napotkał groźny wzrok ojca.
- Nie odbieramy telefonów. Siadaj.
- Ale to może być w sprawie serialu! – przekonywał.
- Siadaj – powtórzył niewzruszenie Mark.
Chłopiec popatrzył błagalnie na Rikera. No bo przecież kto nie pomoże mu lepiej niż on?
- Tatuś, pozwól mu odebrać. Może to faktycznie ważne? – starszy popatrzył na ojca.
- Tylko jeśli to ważne.
Ross podbiegł do pudełka i wyciągnął telefon. Ktoś próbował dodzwonić się już trzeci raz. To chyba jednak jest ważne, pomyślałam.
- Gto to? – zapytał Rocky z pełną buzią.
- To Jessica! – szesnastolatek był wyraźnie uradowany.
- Panda? – zażartował Ell.
- Mój Anioł – rozmarzył się blondas.
- Chyba diabeł wcielony – Rik spochmurniał.
- Ale o twarzy Anioła!
Uciekł z telefonem na górę. To aż takie tajne?
- Kto to ta Jessica? – zapytała Angela.
- Jego laska – odparł Rocky.
- Oni nie są razem – sprostował najstarszy. – A przynajmniej nie byli, jak z nim ostatnio rozmawiałem.
- A te czarne ślady szminki? – przypomniała Rydel. – Na pewno są razem.
- Tak w ogóle to on nie zerwał z Violettą – zastanowił się Rocky.
- Martiną! – poprawiła go siostra. – To oni byli razem?
- A co z Marano? – Ratliff podniósł głowę.
- Zauważyliście, że Ross ostatnio otacza się dziewczynami? Martina, Laura, Jessica - wyliczał Riker. - No w sumie, jeśli chodzi o Martinę to sami go w to wkopaliśmy, ale pomińmy ten fakt.
- Wolałbyś żeby otaczał się chłopakami? – Rocky spojrzał na niego dziwnie. – Chciałbym mieć tyle szczęścia do dziewczyn, co on – i nagle posmutniał.
#
*- Co tam, skarbie?
- Jesteśmy przyjaciółmi z bonusem. Nie nazywaj mnie „skarbem”, Ross. Nie obchodzę takich świąt, ale ty tak, więc dzwonię z życzeniami.
- Teraz mi głupio. To ja powinienem zadzwonić. Tyle że właśnie nie obchodzisz świąt, byłoby dziwnie dzwonić do ciebie z życzeniami. Ale dziękuję za fatygę. Co teraz porabiasz?
- Jestem w hotelu Nate’a i zaraz rozkręcamy imprezkę. Mam zamiar upić się i tańczyć do rana. Oczywiście wolałabym porobić coś innego… Z tobą…
- Nie zachęcaj mnie, bo wsiądę w samolot i przylecę zostawiając rodzinę. Nate nadal w Los Angeles?
- Nie, wrócił do Nowego Jorku, a ja poleciałam z nim. Pewnie za jakiś czas znów wpadniemy. Dobra, wesołych świąt i tak dalej i tak dalej. Wracaj do rodzinki.
- Dziękuję, tobie też wesołych. Baw się dobrze!

***
Ross wrócił, ale nie powiedział, o czym rozmawiał z Jessicą. Podczas jego nieobecności Lynchowie trochę mi ją opisali. Pozory mogą mylić, ale z opisu wynikało, że nie jest to osoba, z którą bezpiecznie jest się zadawać.
Reszta Wigilii minęła we wspaniałej rodzinnej atmosferze. Oczywiście chłopcy zaczęli się nudzić i prosić o pozwolenie na otwarcie prezentów. Rodzice w końcu nie mogąc wytrzymać narzekania i marudzenie zgodzili się. Pierwsi do choinki podbiegli Rocky i Ratliff. Nie kłopotali się z delikatnym otworzeniem; rozerwali papiery i oglądali prezenty, nawet jeśli nie były dla nich…
Za dużo, by wymieniać, kto, co dostał. Chyba najważniejszy był prezent Ellingtona dla Delly i Rikera dla Rocky’ego.
- Koperta? – brunet nie wydawał się zachwycony.
- Otwórz – polecił brat.
Rocky wyciągnął z koperty plik banknotów i spojrzał pytająco na blondyna.
- Wiesz, fajnie jest mieć dużo kasy, ale chyba nie potrzebuję. No chyba, że to na imprezę.
- To nie na imprezę. Mama zgodziła się, więc możesz zrobić sobie tatuaż, tak jak zawsze chciałeś.
Brunet pisnął jak mała dziewczynka i rzucił się bratu na szyję. Uroczy widok.
- Delly, kochanie, to dla ciebie – Ratliff wysunął pudełeczko w stronę swojej dziewczyny.
Dziewczyna była oszołomiona tym, co
zobaczyła. W aksamitnym pudełeczku widniał cudny pierścionek. Ell nałożył go na jej smukły palec i czule pocałował.
- Mam coś jeszcze… dla wszystkich – oznajmił Rik i wyciągnął drugą kopertę w stronę Rocky’ego.
- Co ty masz z tymi kopertami?
- Nie podoba ci się? To oddawaj.
- Podoba, podoba! – wyciągnął zawartość. – Czy to…?
- Trzy nowiutkie piosenki? Tak!
- Easy love, Things are looking up i Stay with me – odczytał tytuły. – Jesteś najlepszym bratem na świecie!
- Liczę, że je dopracujesz, Geniuszu. A to dla Delly – podał kartkę siostrze. – Kiedy ją pisałem to myślałem o Rebece i o tobie, więc chcę żebyś to ty ją śpiewała. Rock that rock.
Wszyscy cieszyli się z nowych piosenek, no prawie wszyscy. Tylko ja zauważyłam, że Rossy jest przygaszony. Wstał i skierował się do wyjścia. 
                    
2 696 słów, pobiłam rekord! 
Co myślicie o rozdziale? 

10 komentarzy:

  1. Jednym słowem boski *.* naprawde. Jeju, az mi sie świąt zachciało. Masz talent dziewczyno, a.co do Rossa to jestem zalamana. Jak on tam mogl… jak oni tak mogli, odrazdzili mu zwiazek z Angela. Pfffi. Chamstwo samo w sobie… czekam na next
    ~Julia~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam talent? To Ty go masz. Po prostu kocham Twojego bloga i jestem od niego uzależniona <3
      Nie masz pojęcia jak wiele znaczy dla mnie komentarz od Ciebie. Dziękuję :)

      Usuń
  2. Drógikomentarzpozdrawiambabcięidziadka! xD
    No co tam powiedzieć o tym rozdziale... Super, boski, niesamowity i taki magiczny!
    Jak ja uwielbiam Riker'a i Rebekę <3
    Szczerze mówiąc nie lubię Jess... ;<
    Jak Rossy mógł to zrobić Angelice, chamsko! ;O
    Szkoda mi jej... Z resztą Ross'a też mi szkoda :c
    Rozdział jest cudowny (jak zwykle)
    Talent masz ogromny!
    Czekam niecierpliwie na next ^_^
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaa ...zajebisty chce już nexta kobieto jesteś genialna boże kocham twojego bloga jeszcze raz rozdział cudowny

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział no poprostu brak słów ty tak super piszesz ze nie chce się kończyć rozdziału
    Codziennie sprawdzam czy nie dodałas Nexta kocham twojego bloga i czekam na następny :-*
    Ada

    OdpowiedzUsuń

  5. Hej kochanie. Zapraszam do mnie na opowiadanie o R5 dopiero zaczynam
    http://easy-lovee.blogspot.com/?m=1
    Przepraszam za spam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko. Każdy zaczyna od spamowania xD Dla mnie nie problem i chętnie poczytam :)

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Jutro wyjeżdżam, może udami się napisać i dodać, ale jeśli nie to pewnie dopiero w poniedziałek lub we wtorek.

      Usuń
  7. Ekstra. Popłakałam sie jak Ross powiedział tak do Angeliki

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ