środa, 26 listopada 2014

Rozdział LXI



~Kilka godzin wcześniej~
Rydellington odwiozło mnie na lotnisko. Grzywka pod kaptur, za duże czarne okulary na oczy i zwykłe ubranie – nie w stylu Rossa Lyncha. Obyło się bez spotkania z fanami. Nie to, że nie chciałem. Bałem się, że zaczną zadawać pytania dotyczące tego, gdzie lecę. Odprawa poszła sprawnie i wreszcie mogłem usiąść w fotelu. Zdjąłem kaptur oraz okulary i wyciągnąłem z podręcznego plecaka książkę „Smoczy jeździec”. Niektórzy mogą powiedzieć, że to książka dla dzieci, ale tak naprawdę jest odpowiednia dla każdego. I zawiera wątek latania. Co z tego, że nie samolotem, a na smoku? Zagłębiłem się w lekturze i nawet nie zorientowałem się, kiedy wystartowaliśmy. Miałem szczęście, że na pokładzie nie przebywała żadna moja fanka. Szczerze, nie miałem ochoty na tłumaczenia.
Po jakimś czasie zasnąłem, a obudził mnie komunikat o tym, że jesteśmy nad Littleton. Wsunąłem książkę do plecaka i psychicznie nastawiłem się na powitanie babci oraz jej pytania.
Na lotnisku czekał na mnie wujek Shor – tak, ten od FBI i mojego drugiego imienia. To na wypadek ataku. Oczywiście żartuję, chociaż nigdy nic nie wiadomo. Był ubrany normalnie, ale za pasem i tak miał broń. Ciemne włosy miał przystrzyżone „na żołnierza”. Skinęliśmy do siebie głowami. On nie pyta. On czyta z oczu. Widocznie w moich oczach widział błaganie, by dać mi święty spokój. Bez słowa zabrał walizkę i zapakował ją do bagażnika służbowego, czarnego chevroleta hummera. Taaa… Czad! Samochód z pochowaną wszędzie bronią, z kamerami i innymi gadżetami. Nie wywoływało to już we mnie tych samych emocji, które były kilka lat temu.
- ROSS!!! – Oczywiście, te blond włosy są rozpoznawane na całym świecie, a ja nie naciągnąłem ani kaptura, ani okularów.
- Wsiadaj – wujek zasłonił mnie swoją wspaniale zbudowaną sylwetką przed tłumem skaczących i piszczących dziewczyn.
Uśmiechnąłem się przepraszająco i wskoczyłem na tylne siedzenia. Widziałem smutek w ich oczach i ukłucie we własnym sercu. Shor zatrzasnął moje drzwi i usiadł za kierownicą.
- Zapnij pasy – polecił, a ja pod wpływem głosu niecierpiącego sprzeciwu, potulnie wykonałem to, co kazał. – Chcesz rozmawiać? – zerkał na lusterko, by mnie widzieć.
Pokręciłem głową. Patrzyłem przez przyciemniane szyby i czułem jak łza spływa mi po policzku. Coś we mnie pękało. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Rozrywało mnie od środka. Miałem przed sobą decyzję, która ważyła moją przyszłość. Opcja pierwsza: Poprawa stosunków z rodzeństwem; utrata fanów i być może R5. Opcja druga: Utrata rodzeństwa, a w konsekwencji R5.
Cholera! – myślałem w tamtej chwili. Dlaczego nie pozwolili mi utopić się w tej wannie? Wtedy byłoby łatwiej. Nie musiałbym się niczym martwić. Oprócz tego, czy przyjmą mnie do Nieba. Czy aż tak krzywdziłem ludzi, których kocham, aby mogli mi odmówić? Jak będzie w Niebie? Czy tam też będzie R5? Będziemy mogli grać koncerty? I jak będziemy wyglądać? Będziemy młodymi dziećmi, dorosłymi, staruszkami, czy może będziemy idealnie piękni? Praca nad kaloryferem pójdzie na marne skoro będę duchem? Jak wygląda Niebo? No pewnie, gdybym dostał większą dawkę narkotyków albo utopił się w wannie to bym się dowiedział! Pozostało czekać.
- Jesteśmy.
Moje kochane Littleton. Dom babci i te wszystkie związane z nim wspomnienia. Dawno mnie tu nie było, zważywszy, że święta spędzaliśmy w Polsce.
- Wniosę twoje bagaże, a ty idź przywitać się z babcią.
Otarłem mokrą dróżkę na policzku, wymusiłem uśmiech i wszedłem do domu. Nic się nie zmieniło. Ten sam pomarańczowy kolor na ścianach, wieszak na kurtki i szafka na buty. Wszedłem do salonu.
- Rossy! – babcia porwała mnie w objęcia. Skąd u niej tyle siły?! – Dziecko, jak ty wyglądasz? Jak namiastka człowieka – pogładziła mnie po policzku. – Skarbie, nie płacz – Co? Nie płaczę. Albo jednak. – Nie musisz mówić. Wypłacz się – posadziła mnie na czarnej, skórzanej kanapie i położyła sobie moją głowę na kolanach – popłynęły łzy.
- Babciu, ja… R5 umiera – moje gardło było ściśnięte.
- Ćśśś… To niemożliwe. Póki stoją dwa filary, nic nie ma prawa się zawalić.
- A co jeśli ktoś niszczy fundamenty?
- Wtedy runął i filary – teraz to już głośno szlochałem. – Ale zawsze można zbudować nowe fundamenty.
- Zanim się je wybuduje, filary mogą nie wytrzymać i runąć.
- Nie, gdyż te dwa filary R5 są silniejsze niż myślisz. Riker napełniony miłością jest najsilniejszym człowiekiem na świecie. A Rocky… „Rock” znaczy skała. I jeszcze R5Family. To ludzie, którzy wyciągnął was z najgłębszego rowu.
- Jak na razie w R5Family jest tylko Rebeka. Reszta to tylko fandom – R5ers. W głównej mierze Rossers. Wredni i egoistyczni ludzie, którzy pomogą mi, ale nie mojemu rodzeństwu. Dobrze, że są Rikerish. Mają miękkie serca, ale nie brak im determinacji. Rocker są waleczni i silni, ale jest ich przerażająco mało. Rydeler pomogą Rydel, ale ich też jest garstka. A o Ellingtonie i jego fanach to nawet nie wspomnę. Ci ludzie zarażają świat śmiechem… - mój szloch ponownie się nasilił. - Boże… Miała rację. Każdej nocy śni mi się ten sam koszmar. Umieram, bo moja śmierć jest w stanie ocalić R5.
- Rossy, stanąłeś przed wyborem, prawda? Kochanie, pozwól, by o takich rzeczach decydował Riker.
- On… Nie pozwoli… On będzie chciał, żebym to ja był szczęśliwy.
- A kiedy będziesz szczęśliwy?
- Kiedy moje rodzeństwo będzie, a R5 nic nie będzie zagrażało. Nienawidzę się.
- Nie mów tak. To nie twoja wina, tylko ludzi z branży. Nie pomogę ci. Musisz to sam rozważyć. Jeśli mogę doradzić-powinieneś pozwolić, by to lider decydował. Prześpij się.
Zdjąłem buty i wyciągnąłem się na kanapie. Babcia nakryła mnie grubym kocem i pocałowała w czoło. Zacisnąłem powieki i starałem się zasnąć. Najwyraźniej się udało, ponieważ słyszałem, jak babcia wychodzi, a potem już nic.

#
- Co z nim? – Shor oparł się o kuchenny blat.
- On chce rezygnować – pani Lynch była śmiertelnie poważna. – Chce rezygnować z Austin i Ally.
Jabłko, które trzymał mężczyzna upadło na podłogę.
- Naprawdę? Ten serial to podwaliny kariery R5.
- I o to właśnie chodzi. Ross uważa, że jest kruchym fundamentem dla R5 i runął dwa filary, jeśli czegoś nie zrobi.
- A co z fanami?
- Odnoszę wrażenie, że nie bardzo go obchodzą. Do Rossers czuje wręcz odrazę. On chce ich wszystkich połączyć. Nie chce, żeby wybierali ulubionego członka. Chce R5Family, a nie pięć oddzielnych, walczących ze sobą fandomów.
- Sam nic nie zdziała. Załamie się, to go zżera od środka. Tylko jedno lekarstwo przychodzi mi do głowy – spojrzał znacząco na matkę.
- Tak. Mi też.
- Sarah…
Kobieta sięgnęła po telefon stacjonarny wiszący na ścianie i wybrała odpowiedni numer.
*- Lillian, czy Sarah jest w domu?
- Tak, jest. O co chodzi, pani Lynch?
- Możesz ją do mnie przysłać? Mam problem, który ona może rozwiązać.
- Oczywiście, już jej mówię. Będzie za dziesięć minut.
- Dziękuję, kochana.*
Zgodnie z tym, co powiedziała Lillian Miller, córka zjawiła się pod drzwiami po dziesięciu minutach. Pani Lynch bez słowa poprowadziła ją do salonu. Dziewczyna o mało nie krzyknęła widząc, kto śpi na kanapie.
- Nie obudź go – szepnęła starsza pani i wyszła.
Sarah usiadła na pufie przy łóżku i z niedowierzaniem wpatrywała się w chłopaka.

***
Otworzyłem oczy… i doznałem szoku. Wielkie złocistobrązowe oczy, pełne, wiśniowe usta, idealny mały nosek, urocze policzki. Zerwałem się i porwałem w objęcia roześmianą dziewczynę. Obróciłem ją kilkakrotnie wokół własnej osi.
- Sarah!
- Ross!
- Nie wierzę!
- Ty świnio! Mógłbyś chociaż zadzwonić! – śmiała się. – Boże, jak ja się za tobą stęskniłam – popchnęła mnie na kanapę i usiadła na mnie okrakiem.
- Jesteś jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem – nawinąłem na palec jej długie, brązowe włosy.
- Powiedziałabym to samo, ale nie lubię kłamać – wytknęła mi język. – Tak mi brakuje torturowania cię i naszych wspólnych wygłupów.
- Jak było w szkole z internatem?
- Istna masakra. Musiałam nieźle nabroić, żeby mnie w końcu wywalili. Teraz wróciłam do Littleton i uczę się w szkole, do której ty nie raczyłeś iść – dźgnęła mnie w klatę. – Mrrr… Rossy, kiedy ty się zrobiłeś taki sexy?
Przyciągnąłem ją do siebie i wyszeptałem do ucha:
- Dwa lata temu, 13 lipca, w twoim domu, który był akurat pusty, mówiłaś to samo.
- Ale wtedy nie miałeś jeszcze takiego zarąbistego kaloryfera! Ale no wiesz, masz pecha, bo ja nie lecę na utlenianych lalusiów z kiepskich disnejowskich seriali - przewróciła oczami. - Ej, co to?
- Co?
- To - dotknęła mojego policzka, po którym spływała słona kropla. - Czy to smutek? Chyba mamy problem. Złamane serce?
- Nie. Ja już nie chcę być utlenianym frajerem z durnego serialu.
Sarah spoważniała i zaczęła świdrować mnie wzrokiem. 
- To będzie bolesna terapia, ale sobie poradzę - przywarła do mojego torsu i wsłuchała się w bicie serca.

11 komentarzy:

  1. wspaniale to napisałaś :)
    to jak pokazałaś emocje Rossa wyszło Ci idealnie :)
    też mi się podoba Ross i Sarah :D lepsze niż Raia i Raura xD
    myślę, że ona mu pomoże..że wszystko będzie dobrze :D
    ale masz słodkiego brata *.*
    zmodyfikowany głos xD nieee xD
    ich rodzina jest wspaniała :3 i też nie wiem jak się babcia nazywa :o a ona czasem nie umarła? czy to nie ta? czy źle zrozumiałam o.O
    no..Ross dobrze wybierze i będzie zajebiście *.*
    też nie jestem w żadnym innym fandomie...słucham innych wykonawców (zwłaszcza rockowych) ale...no wiesz :D
    pozdrawiam i czekam na nexta <5

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahaha Marcin czemu nie chciałeś zaśpiewać! xD
    Rozdział boski. Sarah- nawet mi się podoba. Mam nadzieję że pomoże Ross'owi Czekam na next
    Tyśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdziaał i filmik!
    Nieźle się napracujesz na tym blogu... ♥
    Rozdział świetny!
    Sarah i Ross!
    Ten moment był słodki...
    A Filmik równie genialny!
    Uroczeeego masz braciszkaaaa <3
    Szkoda, że nie zaspiewał XD

    Never-without-you-r5.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile mnie nie było? No ile?
    Jezuuu ja to jestem teraz tak zalatana, że znowu muszę wszystko nadrabiać XD
    Ale dałam radę, bo takie cudo czyta się parę minut i tylko ciągle chce się więcej ^^
    Jaaaaaaaaaa chcę tak pisać, no bo porównując twojego bloga, do moich….
    W ogóle tu nie ma co porównywać…
    Zawsze będziesz lepsiejsza :*
    Opisywanie emocji/ uczuć Rossa w twoim stylu……………………………………………………………..
    Jezu…
    Załamka…
    Ej….
    Poważnie….

    Nie umiesz pisać…

    No nie umiesz źle pisać…

    Po prostu…

    Wyjć!
    To wsystko jest takie….nie umiem się wysłowić.
    Sarah….co się przystawiasz do mojego chłopaka? Hm?
    Powiedzmy, że Ci go wypożyczę XDDD

    Rockyyyyyyyyyyyyyy mężu…. (Tak odnosząc się do poprzedniego rozdziałuuuu)
    Tylko nie szalej tak za bardzo z tą Rosellą…ymmm wiesz jakie są konsekwencje picia alkoholu?

    No właśnie…uważaj na siebie XD

    Ja się cieszę, że ty ich jeszcze do łóżka nie wsadziłaś, bo jak zaczynałam czytać o tym alkoholu to…
    No wiesz XD
    Szykowałam się na to, ze upiją się i potem no…
    Trudno… poczekam :3

    No i te twoje filmiki <33

    TOOOO DOOOO NEXTAAAA <3
    Buziaczki :*
    ~Alex <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział wprost wspaniały <55
    Honestly? Sarah... Nie lubię jej :(( please, nie swataj jej z Rossem ^^
    Szkoda mi Rossy'ego ://
    Rozdział pięknyyy <55
    Dawaj szybko next :33
    Pozdrawiam :) :4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cooo?! Dlaczego nie lubisz Sary? Ona jest super :D

      Usuń
    2. Hmmm sama nie wiem dlaczego... Jakoś mi ta postać do gustu nie przypadła :/

      Usuń
  6. No i znowu nie miałam czasu żeby wcześniej zostawić komentarz. :-/ rozdział jak zwykle supcio i jak zwykle nie mogę się doczekać na następny. ;-) Ciekawe co będzie dalej z Rossem... Pozderki. Zuzia :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Hey! Hi! Hello!
    Na poczatek chce cb przeprosic za to ze tak pozno komentuje, ale po prostu nie mam czasu na nic ;(
    Mam nadzieje ze mi wybaczysz...
    Teraz tak

    Sprawa namber łan: Ross.
    Dżizas! Jak mi go szkoda. Biedaczek musi zwalać to wszystko na siebie. Nie zamęczaj się Pasikoniku! To nie twoja wina.
    Życie jest trudne, ale koteczku nie zwalaj wszystkiego na siebie!

    Namber tu: Sarah...
    Hmmm...Rorah? Hahaha.
    Ja tam ją lubię. Skoro dzieki niej Ross sie usmiecha to moze byc. On jest szczesliwy=ja jestem szczesliwa.
    Takie proste rownanie ;)
    Zeswataj ich...moga byc nawet fajna parka. Niech ona mu wytlumaczy ze to nie jego wina, ze R5 sie nigdy nie rozpadnie. Nie-e!
    Hahaha

    Namber fri: filmik.
    Takie cus to jest fajowe. Takie filmiki...hmmm. super pomysl. :)

    Rozdział wyszedł ci boski. Piszesz tak lekko i opisujesz emocje tak...tak pinknie :*
    Wszystko pieknie, Cycuś - Gancuś
    Cud, miód i orzeszki haha :D

    Czekam of course na next i zapraszam cie kochana na next do mnie
    R5-my-love-story.blogspot.com

    Całuski ;**
    ~Ta co musi sie uczyc na WOS, a komentuje zaległe rozdziały na zapylistych blogach...taaa wczoraj ogladalam "Film o pszczołach". Bajka fajna. Obejrze jeszcze raz! Haha XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Sweetaśnego masz braciszka <3
    Rozdział świetny :*
    Wspaniale opisujesz emocje Ross'a
    Ross na koncertach jest niewyżyty xd (ale i tak go kocham <3)
    Czekam na nn i z przyjemnością będę czytać dalesze rozdziały :)
    I czekam na to aż twój braciszek zaśpiewa Love me like that <3
    Pozdrawiam i zapraszam jak znajdziesz czas http://uniquestoryaboutlife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej!
    Przepraszam, że nie komentowałam, ale miałam problem z dodaniem koma. :/
    Rozdział, jak zwykle cudo! :*
    Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądała ta terapia :D.
    Czekam na next!
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń

Layout by E(L)MO ღ